Ocena: 5

Pink Freud

Horse & Power

Okładka Pink Freud - Horse & Power

[Universal Polska; 15 maja 2012]

Obcowanie z „Horse & Power” budzi niejednoznaczne odczucia, a moment zawahania przychodzi bardzo szybko: już po drugiej, trzeciej kompozycji. Z jednej strony spotykamy kilka gładko chwytających za ucho tematów („Konichiwa”, „Flying Dolphy”); bezdyskusyjny plus również za chemię między muzykami, co zapewne jest zasługą świetnie panującego nad zdarzeniami lidera, Mazolewskiego, ale i każdego z doświadczonych muzyków kwartetu z osobna. W pamięci pozostają interesujące solówki trębacza Milwiw-Barona.

Lecz wystarczy odwrócić orła na reszkę by dostrzec dość oczywiste i przewidywalne pomysły, a nawet trochę sztampy, przez co utwory szybko nudzą i nużą wymuszonymi efektami (za przykład niech posłuży groźnie brzmiący bas w „Bourbon”). Piję tu głównie do „Promised Land”, „Zero Ending Story” czy wesołego „G-Spot” – potencjalne ofiary funkcji skip.

Z kolei trzecia grupa tracków, do której zaliczyć można wspomniany już „Bourbon”, „Horse & Power” czy „Hot Pink Loaded Guns”, nastawiona jest ewidentnie na nieskomplikowaną przebojowość, co może być zaletą lub wadą. Ostatni z wymienionych utworów to przypadek pokazujący aktualne podejście Freudów – zdaje mi się – polegające bardziej na odpalaniu naraz całego zapasu fajerwerków niż na konsekwentnym rozszerzaniu i realizacji pomysłów. Chociaż gdy słucha się dokonań środowiska skupionego wokół Warszawskiej Orkiestry Rozrywkowej, z całą tą przyjemną ironią w stosunku do improwizowanej tradycji, można pokusić się o uznanie tej specyficznej przebojowości za próbę inspiracji młodym, formującym się środowiskiem, z którym Mazolewski i spółka próbują nawiązać, stylistycznie, kontakt. Byłby to interesujący scenariusz wart rozważenia.

Czy dopadł Freudów lekki kryzys wieku średniego? Może. Wiele na to wskazuje. Ostatecznie obędzie się bez klepsydry, gdyż muzycy ani Koniem, ani Siłą nie powiedzieli przecież ostatniego słowa. Ich najnowsze wydawnictwo to jedna z tych płyt-zbiorników, paleta widokówek, kreślonych lekką ręką szkiców, kolekcja niezobowiązujących wrażeń z tras koncertowych (a okładka sygnalizuje, że zwłaszcza z tej japońskiej). Wiadomo, muzyk nie gdzie indziej jak w muzyce znajduje ujście dla impresji. À propos Japonii: na szczęście przesłanie znanej piosenki Toma Waitsa nie ma tu zastosowania.

Michał Pudło (11 lipca 2012)

Oceny

Jędrzej Szymanowski: 5/10
Tomasz Łuczak: 5/10
Średnia z 2 ocen: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także