Hot Chip
In Our Heads
[Domino Records; 12 czerwca 2012]
Zachodzę w głowę jaki tak naprawdę może być czas przydatności do spożycia formuły wypracowanej przez Hot Chip i konsekwentnie przez zespół eksploatowanej. Nie to żebym dumał nad tym nocami, ale jednak nie odnajduję tu żadnych oczywistości.
Od pierwszych „dużych” singli zespołu („Over and Over”) klarowną kwestią było, że nie celuje on konsekwentnie we wzruszenia na parkietach, jakich udziałem stawało się równolegle choćby audytorium Junior Boys, a przewrotność oraz rytmiczne mrugnięcia oka podskórnie pulsowały w tych piosenkach. Niewiele się zmieniało na przestrzeni regularnego, dwurocznego cyklu wydawniczego - z następnych, świetnych singli promieniował humor w coraz większych dawkach, równolegle umacniała się też pozycja grupy. Nie wiem czy dla wszystkich wspomniana żartobliwość jest tak jednoznacznie widoczna - na „In Our Heads” słychać ją od pierwszego numeru, w melodyce syntezatorów, w pokracznych pochodach basu, w pastiszowych balladach. Czysty Hot Chip, dodatkowo w zwyżkowej formie, bo to bardzo solidny i równy materiał, przy którym ja nie potrafię się co rusz nie uśmiechnąć. Oczywiście nie sposób odmówić im sukcesywnej ewolucji, słychać wyjątki z tego, czym stoi np. współczesna scena basowa, ale są to jedynie ciche wtręty w mig rozpoznawalnym, monumentalnym stylu grupy.
Moje zdziwienie wynika więc chyba stąd, że jako pierwsi przecierają szlak na takich patentach i kroczą nim z takim sukcesem. Tyle lat, a ja wciąż nie odnajduję porównywalnej ścieżki - to już dziś duży zespół jest i chyba nieprędko się ludziom znudzi.
Komentarze
[28 grudnia 2012]
[1 listopada 2012]
[25 października 2012]
[23 lipca 2012]
[20 lipca 2012]
[11 lipca 2012]
[11 lipca 2012]
[11 lipca 2012]