Płyny
Vacatunes!
[Thin Man Records; 16 marzec 2012]
Jak na reprezentantów warszawskiej sceny muzycznej, brzmienie Płynów przepełnione jest swojskim, miejskim, stołecznym klimatem. Lekkość ich trzeciej płyty opiera się na dalekim, ale słyszalnym powinowactwie z zawadiacką melodyką warszawskiej Pragi (obecność akordeonu), na lenistwie nadwiślańskich, słonecznych plaż, na rześkości małych klubów Śródmieścia i okolic. Nawet jeśli Płyny próbują nieco zwieść słuchacza stylizacją na francuską piosenkę szansonową i używaniem wielu obcobrzmiących wyrazów w tekstach piosenek – to jednak nasza, polska Warszawa jest pierwszoplanowym bohaterem „Vacatunes!”. To byłby całkiem niezły pomysł na interesującą kreację, gdyby nie pewna infantylność, która do tej płyty się wkradła. Płyny w uprawianiu własnego stylu upraszczają avant-popową stylistykę, którą w naszym kraju do perfekcji opanowały Kobiety, nie mając na tym poletku póki co sobie równych. Choć takie „Pogoda jest sexy” godnie z utworami trójmiejskiej ekipy mogłoby rywalizować. Imponująca jest dowcipna zabawa słowem, którą Płyny na „Vacatunes!” proponują, choć powtarzana niemalże w każdym utworze z czasem staje się po prostu pretensjonalna. Zbyt dużo na tej płycie jest też niespójności, prostych dowcipów, przymrużeń oka i piknikowej atmosfery, sprowadzających krążek do roli drugorzędnego dodatku do weekendowej, słonecznej kąpieli gdzieś nad Wisłą. Z tą minimalistyczną lekkością „Vacatunes!” gryzie się również chropowaty, główny wokal zespołu. Delikatna i dziewczęca Ola Bilińska ewidentnie ma tu zbyt mało do powiedzenia w porównaniu do swojego potencjału. Jej barwa chyba lepiej do tych piosenek pasuje. Płyny jednak fajnie wstrzeliwują się w klimat wakacji w mieście, które przecież dopiero teraz na dobre się rozkręcają. A latem, co wie każde dziecko, zaleca się jak największe spożycie płynów.