Japandroids
Celebration Rock
[Polyvinyl; 5 czerwca 2012]
Nowy album kanadyjskiego duetu zaczyna się od fajerwerków i trudno nie znaleźć lepszej i prostszej metafory na styl Japandroids. „Post-Nothing” katowałem namiętnie i długo – ciężko było nie uwielbiać energetycznego grania, z jednej strony prowadzącego w kierunku The Kinks, z drugiej - surowej energii subtelniejszych punk-rockowych bandów. Brian King i David Prowse mają zmysł do melodii, czego dowodził chociażby ich sztandarowy przebój – „Young Hearts Spark Fire”. Po takim debiucie oczekiwania wobec drugiego albumu były wysokie. Świetnie zatem, że ta dwójka sympatycznych młodzieńców sprostała im z nawiązką.
Japandroids nie musieli wiele zmieniać w swoim sprawdzonym modus operandi – melodie wciąż są proste i świeże, choć wydają się być bardziej wygładzone i ciut dojrzalsze. Jest przebój -„Evil's Sway” nucę bezustannie od pierwszego kontaktu. Wreszcie – jest wciąż ta sama, definiująca zespół, energia. Na „Post-Nothing” zdarzały się numery lekko improwizatorskie, a przynajmniej takie, w których chłopaki popuszczali kompozytorskie lejce (jak choćby „Crazy/Forever”), „Celebration Rock” jest bardziej skupioną, rock'n'rollową kulą, która od samego początku do samego końca trzyma tempo i poziom. Co więcej – utworów o przebojowym potencjale „Young Hearts Spark Fire” jest sporo – oprócz rewelacyjnego „Evil's Sway”, to również „Younger Us” czy „The House That Heaven Built” z niepoważnie prostymi i chwytliwymi okrzykami. King i Prowse dają z siebie wszystko, strzelając riffami na lewo i prawo i wytłukując mocne rytmy. Ponownie ciężko uwierzyć, że za tym wszystkim stoi tylko dwóch instrumentalistów.
„Celebration Rock” godnie kontynuuje linię „Post-Nothing”, dostarczając kompozycyjnej mocy i prostoty, jakiej ze świecą szukać u innych zespołów. Tym bardziej cieszy wiadomość, że Japandroids pojawią się z dwoma koncertami w Polsce, a po tym, co pokazali podczas swojej ostatniej wizyty w naszym kraju, a przede wszystkim po tym, co można usłyszeć na „Celebration Rock”, jednego jestem pewien – rock'n'roll nie umarł, po prostu schował się w Kanadzie.
Komentarze
[19 czerwca 2012]
poza tym fajowa płyta