Ocena: 8

JK Flesh

Posthuman

Okładka JK Flesh - Posthuman

[3by3; 30 kwietnia 2012]

O tym, ile muzyka zyskała dzięki kolejnym uciekinierom ze składu Napalm Death, można by napisać pokaźnych rozmiarów książkę. Niemal połowę jej objętości zajęłyby rozdziały o zespołach/projektach Justina K. Broadricka – człowieka, który nieustannie poszukuje, przesuwa granice, sprawdza i wystawia na próbę nasze przyzwyczajenia dotyczące formuł muzycznych. Ten człowiek to Hydra o wielu głowach – Final, Godflesh, God, Ice, Techno Animal, Curse of the Golden Vampire, Jesu, Greymachine, Blood of Heroes, Pale Sketcher – by wymienić te najważniejsze. Wszystkie wspomniane oblicza twórczości tego człowieka kryją każdorazowo inny zestaw instrumentów służących pogłębionym badaniom w obszarze kilku jego muzycznych (a czasem anty-muzycznych) obsesji.

W kontekście niniejszego wydawnictwa najważniejszą z nich jest zamiłowanie do fakturowości dźwięku, zrodzone po części z zainteresowania sceną industrial i power electronics (m.in. Throbbing Gristle, SPK, Whitehouse). Otrzymujemy więc masę gitarowych przesterów tworzących niemal namacalne chropowatości (tak, słuchanie tej płyty odpowiednio głośno, to doświadczenie taktylne), a do tego wyrazisty kontrapunkt w postaci solidnego beatu, sprawiającego, że muzyka zyskuje swoje nieśpieszne tempo, zamiast stężeć i zatrzymać się w miejscu, jak jakaś bryła zbudowana z wielu warstw sprzężeń i pogłosów.

Od samego początku uderzającym elementem jest tektonika tego brzmienia – nakładanie się kolejnych płaszczyzn generowanych przez gitarę dźwięków, ożywianych elektronicznym pulsem. „Posthuman”, w swym sonicznym brudzie, operuje przede wszystkim tymi samymi założeniami, które legły u podstaw stworzonego z Aaronem Turnerem (Isis) i Davem Cochranem (Head of David) debiutu Greymachine, tyle, że przenosi je w znacznym stopniu na grunt elektroniki. Zgodnie z przewidywaniami kompozycje są otwarte, cudownie repetytywne, formalnie oszczędne. Na wysokości „Punchdrunk” można odnieść wrażenie, że obcujemy z remixem jakiejś ścieżki z „Disconnected”. Na tym jednak oczywistości się kończą, bowiem w następnym kawałku wkraczamy coraz wyraźniej na terytorium dubstepu. Ciekawe, że w tych połamanych rytmach i przenikających się zgrzytach wyraźnie wyczuwalny jest duch twórczości Micka Harrisa. Następujące po sobie „Devoured”, „Posthuman” i „Earthmover” zbierają swe żniwo właśnie w stylu bliskim ostatnim produkcjom Scorn, choć przecież metoda działania jest tu zupełnie inna.

Z drugiej strony, w otwierającym płytę „Knuckledragger”, powolny, masywny beat współgrający z przetworzoną ścieżką wokalną przywodzi na myśl eksperymenty z pogranicza dubu i hip-hopu znane z czasów intensywnej kolaboracji z Kevinem Martinem pod szyldem Ice i Techno Animal. Do pewnego stopnia ten album jest więc przypomnieniem i podsumowaniem wielu dotychczasowych eksperymentów z elektroniką podejmowanych przez Broadricka w ramach różnych projektów. Nie bez powodu zresztą muzyk nagrał ten krążek pod pseudonimem nadanym mu w studio właśnie przez Kevina Martina, gdy wspólnie pracowali nad jedną z płyt Techno Animal.

Na koniec chwila szczerości. Nie zamierzam nikomu wmawiać, że jest to płyta szczególnie odkrywcza, zwłaszcza na tle innych osiągnięć tego wykonawcy. Wskazuje jednak na wciąż duży potencjał twórczy i świadome rozwijanie istniejących wcześniej koncepcji formalnych, które były wyraźne już dwie dekady temu, na etapie Godflesh. Wyobrażam sobie, że pojawi się wielu malkontentów, którzy podobnie jak przy okazji Greymachine będą narzekać na monotonię i swoisty minimalizm kawałków, co może wynikać z niezrozumienia bazowych założeń tej muzyki. Marudzących odsyłam zatem do uważnego prześledzenia wcześniejszych pozycji z dyskografii, a jeśli i tak niczego nie zrozumieją, wówczas zapraszam już chyba tylko do laryngologa.

Paweł Jagiełło (13 czerwca 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także