Ocena: 7

Grouper

Violet Replacement I & II

Okładka Grouper - Violet Replacement I & II

[Yellowelectric; marzec 2012]

Najnowsze wydawnictwo Liz Harris (a.k.a. Grouper) to album dwuczęściowy. Pierwsza część, utwór „Rolling Gate”, trwa 36 minut i 57 sekund, druga – „Sleep” – 51 minut i 39 sekund. Mało istotny fakt? Pozornie. Nie da się bowiem ukryć, że długość utworów stanowi solidną niespodziankę, a kuku!, dla wszystkich zaznajomionych z twórczością artystki z Portland. Co zapowiada taka zmiana? Momentalnie zapala się alarmująca kontrolka i w głowie klarują się dwie intuicyjne odpowiedzi. Pierwsza z nich: ktoś tu chyba próbuje sobie poeksperymentować; druga: z całą pewnością nie w domenie songwritingu.

Powoli, w miarę wnikania w tkankę muzyczną, coraz mniej cech wydaje się znajomych, jak gdyby słuchacz nieuchronnie zanurzał się w gęstniejącą mgłę, rozświetlaną sporadycznie błyskami zagubionych latarek. Skondensowane i wielowymiarowe drony współegzystują ze szczątkami melodii, choćby na „Rolling Gate”, gdzie Liz ciekawie posługuje się zloopowanym elektrycznym Wurlitzerem w połączeniu z odgłosem fal uderzających o skalny brzeg, i wieloma innymi samplami, na granicy rozpoznawalności. „Sleep”, rozpoczęty nieco jaśniejszą barwą, gdzieniegdzie prześwietlony cudną, zmanipulowaną taśmowo harmonią głosu, z każdą minutą coraz mocniej opiera swój ciężar na szorstkim harshu a’la Kevin Drumm, dąży ku rozwiązaniu i zamiera.

Przegląd trzech ostatnich wydawnictw Panny Harris nie pozostawia wątpliwości co do kierunku przez nią obranego: na „Dragging a Dead Deer Up a Hill” mieliśmy jeszcze do czynienia z piosenkami na gładki wokal i avant-folkową gitarę, dało się je oddzielić od pogłosów otulających szkielet danej kompozycji. „A I A” uderzał już w bardziej ambientowo-dronowe terytorium, ale do dyspozycji słuchacza nadal pozostawały ramy zaczepienia w postaci dryfującej zwiewnie eterycznej melodii, linii wokalnej. Natomiast „Violet Replacement” to kolejny stopień w dół, ku otchłani nieoznaczenia. Wszystko zostało tu roztopione, rozmazane, przepuszczone przez elektroniczne manipulatory, wielokrotnie nałożone na sample z nagrań terenowych – a efekt – mimo wszystko – budzi pozytywne odczucia. Liz na pewno nie wymazuje, lecz raczej zamazuje: kontury, kształty, kąty i zakrzywienia. Formułuje sferyczną przestrzeń, czysto rezonujący ambient, i radzi sobie z tym całkiem nieźle.

Michał Pudło (16 maja 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także