Ocena: 7

Miike Snow

Happy To You

Okładka Miike Snow - Happy To You

[Downtown / Universal Republic; 13 marca 2012]

Jak wiadomo, na płycie najważniejszy jest utwór pierwszy i ostatni, powiedział bardzo przekonująco w czasach premiery albumu „Korova Milky Bar” Artur Rojek, tłumacząc na język muzyki żelazną zasadę prowadzenia prezentacji, w myśl której we wszelkich wystąpieniach kluczową rolę odgrywa ich rozpoczęcie i puenta. Cóż, żadna chyba płyta w ostatnich miesiącach nie przypomniała mi o tej maksymie równie dobitnie, co „Happy To You”. Gdyby najnowszy krążek Miike Snow utrzymywał poziom kompozycji go otwierającej, to kończący całość, chwytliwy singiel byłby zwieńczeniem triumfalnego marszu nowych mistrzów elektronicznego indie-popu. Tak nie jest, na szczęście mówimy tu nie o serii mielzn, a o dwóch przebłyskach świetności wspartych ośmioma demonstracjami znakomitego rzemiosła.

Jeśli klasyfikację artystów oprzeć o rodziny songwriterów, wykonawców i producentów, Miike Snow lądują zdecydowanie w tej ostatniej kategorii. Piosenki na „Happy To You” nie posiadają wybitnego błysku, a ekspresja wokalisty wprost zieje skandynawską rezerwą i nawet nie próbuje atakować nas wyraźnie spiłowanym pazurem. To wszystko rekompensuje warstwa brzmieniowa albumu, mieniąca się całym spektrum najmodniejszych w tym sezonie kolorów. Posłuchajmy tylko, jak po dziwacznym wstępie „Enter The Joker’s Lair” wędruje w stronę wspólnej medytacji Briana Eno i Johna Talabota. Rzeczone, niepozorne intro do płyty jest najbardziej satysfakcjonującym jej momentem – gdy nawiedzona melodia zaczyna wibrować w rytm balearyczno-minimalistycznego karnawału, trudno powstrzymać entuzjazm.

W wielu miejscach tego longplaya Miike Snow jawią się szwedzką odpowiedzią na amerykańskiego Yeasayera czy brytyjskie Metronomy – autorów przyjaznej hipsterom, podbitej mikro-tanecznym pulsem i zaśpiewanej wysokim timbre, syntezatorowej piosenki. Kulminacją tego trendu jest oczywiście wiodący temat krążka, soczysty festiwalowy hymn „Paddling Out”, w którym zaczepne, revivalowe piano staby są punktem wyjścia do skandowanego, hiciarskiego refrenu. Abstrahując od dwóch wyraźnych highlightów, reszta tej płyty to muzyka, która „sama się słucha”, więc jeśli szukacie słonecznych, niezobowiązujących wibracji tej wiosny, „Happy To You” ma szanse podołać wyzwaniu.

Kuba Ambrożewski (4 maja 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: marek
[6 maja 2012]
Lepsza od debiutu.
Gość: shshsh
[6 maja 2012]
hmm, słabsza od debiutu :(

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także