Ocena: 4

Lars Danielsson

Liberetto

Okładka Lars Danielsson - Liberetto

[ACT Music; 27 stycznia 2012]

Najnowsze wydawnictwo znanego szwedzkiego kontrabasisty Larsa Danielssona adresowane jest głównie do die hardów jego twórczości, którzy niczego nie ryzykują, zanurzając się w charakterystycznej, niczym głaz niezmiennej estetyce melancholii i zadumy, eksponującej ponad wszystko zimną, skandynawską przejrzystość, czy nawet prostotę emocji. Natomiast dla wszystkich tych, którzy za członków kolektywu fanowskiego się nie uważają, płyta stanowić będzie kolejny zbiór monotonnych i nieco monotematycznych kompozycji, które odróżniają się jedna od drugiej głównie użytym instrumentarium. Tak, ale szczerze, wszyscy wiedzieliśmy, że tak będzie.

Mimo powyższych stwierdzeń na „Liberetto” w kilku momentach i za sprawą pewnych efektów muzycznych usłyszeć można próbę wyswobodzenia się z tej zniewalającej stylistyki. Najusilniej stara się armeński pianista Tigran Hamasyan (nie do wiary – laureat konkursu im. Theloniousa Monka w 2006 roku), próbując przemycić w partiach solowych nieco orientalnego ciepła i finezji, zaczerpniętych z muzycznej tradycji bałkańskiego folkloru. Próby te giną jednak w gęstej i zachłannej, danielssonowskiej atmosferze, toną więc w niżu atmosferycznym skłaniającym do marazmu. Tigran zastąpił Możdżera na stanowisku naczelnego pianisty-kolaboratora, ale nie zdołał przemycić do ogólnego brzmienia własnego charakteru.

Nietypowa dla danielssonowskiego składu jest na pewno również gitara akustyczna. Pojawia się rzadko, lecz za każdym razem wprowadza odmienną lirykę, czyli coś interesującego do całości. Nie zaskakuje natomiast „niewidzialność” perkusisty, Magnusa Ostroma (znanego z Esbjorn Svensson Trio), który to należy do potrzebnego i cenionego cechu „time-keeperów” stroniących od blasku reflektorów zadowalających się funkcjami trzymania poszczególnych muzyków w ryzach rytmu, ewentualnie eksperymentując nieco z kolorystyką poprzez umiejętne użycie szczotek.

Jak by nie spojrzeć na nowe wydawnictwo Danielssona, trywialność wydaje się słowem-kluczem do interpretacji nie tylko materiału muzycznego, ale również sposobu, jaki obrał sobie muzyk na zaistnienie i trwanie w świadomości słuchaczy. Cóż można dodać: kolejnym mało odważnym i schematycznym albumem nowych słuchaczy nie pozyska, a starych może równie skutecznie oczarować, co zmęczyć.

Michał Pudło (12 kwietnia 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także