Jazzpospolita
Impulse
[Ampersand; 25 lutego 2012]
Niedobory polskiej sceny muzycznej spowodowane są często słabo zróżnicowaną dietą gatunkową. Dlatego osiągnięcie lokalnej rozpoznawalności może zagwarantować eksploracja brzmień dotychczas rzadko u nas podejmowanych, a cieszących się estymą na Zachodzie. Zespół, który legitymuje się odwołaniami do takich tuzów nowej muzyki, jak Tortoise czy Jaga Jazzist, nie mógł w rodzimym światku przejść bez echa. Sprawdźmy zatem, co gromko hajpowana Jazzpospolita ma do zaoferowania na swojej drugiej płycie.
Do tej pory dźwięki słyszalne na wydawnictwach warszawiaków były przyjemną i niegroźną artystyczną hochsztaplerką. Za to na „Impulse” poza pieczołowicie sterowanym basem, kontrabasem, klawiszami, bębnami, gitarami i elektroniką, usłyszymy także trzaski wykluwającej się tożsamości. Umiejętnie scalane kalki rozwiązań znanych z zagranicznych wpływów, tworzące wizerunek polskiej „cool” jazzowej kapeli (nie mylić z cool jazzem), zostały wzbogacone o poszukiwania. Czy ten klasycznie skonstruowany przepis na artystyczny sukces (droga przez kombinowanie) poskutkuje poklaskiem krytyki także w tym wypadku?
Otwieracz jeszcze nie sygnalizuje zwrotu w twórczości Jazzpospolitej. Mocne klawisze i drillująca perkusja, do której opisu odważę się użyć Squarepushera, zagęszczane są stopniowo kolejnymi warstwami, aż do momentu wtargnięcia rozmarzonej gitary Michała Przerwy-Tetmajera. Na razie jesteśmy w domu. „Czerwona flaga (ale ja się kąpię)” też nie wyróżnia się spośród dotychczasowych kompozycji grupy (notabene: świetne tytuły utworów!), ale już kreślący podwodne przestrzenie „Pasażer U-Boota”, to wzbogacenie brzmienia o zabawę kosmicznymi klawiszami. Atonalne dźwięki przywołujące klimat retro science-fiction w stylu „Seksmisji” czy „Fantomasa” wnoszą sporo witalności do zagrywek grupy. Najbardziej wyrafinowane korespondowanie z eksperymentem znajduje się jednak na „Grzybie” i „Nigdy nie pada na Górnym Mokotowie”. Najpierw jazz-rockowa energia, klawiszowa napieprzanka, łapanie oddechu i kontrapunktowa gadanina. Potem spora dawka elektroniki i psychodelicznego przetwarzania dźwięków. Jest western, jest krautrock. Inspiracje muzyką sprzed trzech, czterech dekad są na „Impulse” wyraźnie słyszalne. Sporo tu Return To Forever i Mahavishnu Orchestra.
„Impulse” jest najlepszą propozycją Jazzpospolitej jak do tej pory, jednak poza „momentami” brakuje jej większej pomysłowej ikry. Gdyby nie takie fragmenty, jak rozmemłane „Ciężkie powietrze”, można by pomyśleć o plusie do szóstki, którą wystawiam tej płycie, jednocześnie wierząc, że warszawiacy nagrają w przyszłości materiał bez zarzutów.
Komentarze
[22 marca 2012]
[14 marca 2012]
[13 marca 2012]
[13 marca 2012]
[13 marca 2012]