Chairlift
Something
[Young Turks; 24 stycznia 2012]
Najlepszą wizytówką tegorocznej płyty Nowojorczyków z Chairlift okazał się zeszłoroczny teledysk do singla zwiastującego „Something”. „Amanaemonesia” jest autentycznie vintage, prosta, ale elegancka, skupiona na plastycznym ruchu – dziwacznej wersji tańca współczesnego, wyrywającego klasyczny balet z rygorystycznych zasad i obowiązków teatralnej płynności ludzkiego ciała. Takie jest także całe „Something”. Precyzyjne, inteligentnie modne retro electro Chairlift nie tylko mieni się tęczą dźwięków i barw popowych okolic lat 80., ale też w swej absolutnie nieprostolinijnej, kunsztownej formie (zasłużone ochy i achy dla niewiarygodnego „I Belong In Your Arms”) przenosi sympatyczną twórczość Caroline Polachek i Patricka Wimberly'ego na wyższy poziom, o co, mimo wrodzonego uroku wokalnego naszej prawie rodaczki, raczej tej ekipy nie podejrzewaliśmy. Swoją drogą, wokalistka Chairlift dopiero na „Something” w całej okazałości prezentuje swoją niebanalną charyzmę, tyleż delikatną i kobiecą, ileż wyrazistą i pięknie wyrachowaną. Dzięki niej w dużej mierze Chairlift bardziej grają w szacownej reprezentacji sophisti popu niż w przepełnionym składzie poprawnego electro. Na tym albumie w kategorii osobliwej niezwykłości rozpatrywać należy też fakt, że „Something” to płyta szalenie spójna i całościowo z premedytacją wręcz równa. W czasach, kiedy większość krążków to zbiory chwytliwych singli i różnej jakości wypełniaczy, nagranie albumu ze świetnym początkiem, interesującym środkiem i porządnym finałem zakrawa na karkołomny, odosobniony wyczyn. Chairlift – kto by pomyślał, jak ładnie rozwiną skrzydła.
Komentarze
[1 marca 2012]