Ocena: 7

The Clientele

The Violet Hour

Okładka The Clientele - The Violet Hour

[Merge; 8 lipca 2003]

Przedstawiam wam "The Violet Hour" - album brytyjskiej grupy The Clientele. Po wydaniu niezliczonej ilości singli i EP-ek, istniejący od 1997 roku zespół w końcu opublikował swoją debiutancką płytę długogrającą. I, jak się okazuje, warto było troszkę poczekać. Zaznaczę już na samym początku - Violet Hour brzmi chwilami jak zremasterowana płyta podrzędnej kapeli z przełomu lat '50 i '60. Ale na tym właśnie polega jej urok. Niezmiernie cieszy mnie fakt, iż współczesne zespoły, szukając inspiracji, zaglądają głębiej w historię współczesnej muzyki niż tylko do Joy Divison czy Velvet Underground. Oczywiście, zdarzają się przypadki typu Saturday Looks Good To Me, lecz to już niemal hardcore'owe retro. The Clientele proponuje nam ten sam styl z dodatkowym smaczkiem lo-fi, jednak już dla nieco szerszej grupy odbiorców. Dodam jeszcze, iż materiał, który otrzymaliśmy na "Fiołkowej Godzinie" nie różni się charakterem ani trochę od tego, co słyszeliśmy na poprzednich singlach grupy. Z jednej strony to dobrze - ci, którzy je słyszeli, z pewnością chcą więcej, a tych, którzy przy okazji "The Violet Hour" spotykają się z The Clientele po raz pierwszy, czeka mnóstwo miłych niespodzianek. W pokoju poczujecie zapach fiołków...

Album wydaje się być ubrany w barwy tęsknoty za minionymi, dobrymi czasami. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o nienasycenie latami '60. Kompozycje znajdujące się na albumie "tęsknią" za latem, za młodością, za dziewczyną, za rodzinnym domem. Stąd słodko-gorzki charakter utworów na "The Violet Hour". Potrafią one wyrażać zarówno nostalgię ("When You and I Were Young", "Voices in the Mall"), jak i radość z chwili obecnej ("House On Fire"). Chociaż poszczególne utwory zaaranżowane są w tym samym - nieco sennym i rozmarzonym - stylu, i niekiedy nawet zlewają się ze sobą, to jednak różnice w melodii i, przede wszystkim, w przekazie tekstów nie pozwalają szybko znudzić się tym materiałem. Nastrój albumu pozostaje jednak przez cały czas niezmienny. To on sprawia, że nagle widzimy przed sobą zachodzące słońce któregoś z ostatnich dni lata. Każda sekunda tej płyty to moment, w którym cieszymy się jeszcze trwającą chwilą, i zarazem tęsknimy już za minioną.

Magia The Clientele polega na zręcznym przeniesieniu klimatu lat '60 do początku XXI wieku. Już na płaszczyźnie dźwiękowej udowadniają, że dokładnie zaplanowali ten zabieg. Słyszymy stłumiony, nieco szeleszczący wokal, pokrywany często przez towarzyszące manierze lo-fi szumy i szmerki. Muzyka jest wprost bajkowa! Niezwykle delikatne gitary, powolne i spokojne uderzenia bębna. Wszystko to nakłada się na siebie tworząc urzekającą kombinację dźwięku, obrazów z naszej wyobraźni, i wyzwalanych pod ich wpływem emocji. Dzięki temu The Clientele zdolni są zjednać sobie wielu wielbicieli.

Chcąc sobie pomóc szukałem szufladki, do której mógłbym włożyć album Violet Hour... Pamiętacie kawałek "Love Can Destroy" z nowego albumu Raveonettes? Odejmując od niego troszkę elektronicznych udziwnień, otrzyma się produkt, który można by ostatecznie porównać do części twórczości The Clientele. Można by także zaryzykować stwierdzenie, że Velvet Hour to znacznie złagodzona wersja "Chain Gang Of Love". Bez my girl is an little animal, she always wants to fuck, bez Jimmy says that sex don't tell. Za to z I've got so much longing in my heart, that I can't even sleep, oraz z I was only watching clouds go by. Takich marzycielskich, przepełnionych wrażliwością słodko-gorzkich tekstów znajduje się na płycie znacznie więcej. Od otwierającego album tytułowego utworu, przez melodyjny "Jamaican Rum Rhumba" po jeden z najbardziej wyciszonych kawałków - "Policeman Getting Lost", można bez obawy zanurzyć się w dźwiękach, słowach i obrazach The Clientele. Wśród zniewalającej melodii "House on Fire", czy też intrygujących dzwonów w "Lamplight", znalazł się także jeden fortepianowy utwór - "Prelude". Co ciekawe, mimo tego, iż wyróżnia się on na tle innych kawałków, to doskonale pasuje do nich nastrojem. Miły smaczek na zakończenie albumu.

Pozostaje mi tylko zaprosić was na "Fiołkową Godzinę" razem z The Clientele. To doskonała płyta na jesienno-zimową końcówkę roku. Jeżeli za czasów "Parachutes" Coldplaya sądziliście, że to niebywałe, iż tak w tak młodych ludziach mogą drzemać tak ogromne pokłady wrażliwości, koniecznie posłuchajcie The Clientele - z pewnością pomyślicie o nich tak samo.

Lukasz7 (13 września 2003)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Średnia z 5 ocen: 6,6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także