Ocena: 7

Atlas Sound

Parallax

Okładka Atlas Sound - Parallax

[4AD; 7 listopada 2011]

Po serii sypialnianych nagrań Atlas Sound przypomina się pełnowymiarowym albumem. Punkt widzenia zależy od miejsca waszego siedzenia, bo Atlas Sound to ten bardziej relaksacyjny, oniryczny Cox, raczej ciężki do uchwycenia przy rozpadzie na pierwiastki. Odbiór „Parallax” rzeczywiście cechuje jednak błąd paralaksy – album nie jest tak dobry jak chcą niektórzy, ale też daleko mu do wywołania uczucia zawodu.

Pierwsze odczucie może prozaiczne – trafna okładka. Niby schemat, a jednak to standard z dnem, a przynajmniej apetyczny estetycznie, co typowe dla klasyka fotografii muzyki rockowej – Micka Rocka. Wspomnieć choćby legendarne grafiki albumów: „Transformer”, „Raw Power”, czy „The Madcap Laughs”. Rock w prosty sposób podkreślił wyobcowanie Coxa, jednocześnie stawiając go w intymnym centrum, co oddaje generalnego ducha specyfiki i metody twórczej Bradforda, na wysokości trzeciego albumu widocznych już wyjątkowo wyraźnie. Tak więc znowu rozkładamy ręce albo ufnie podążamy za Alicją.

Odrzucamy pierwszą opcję i wkraczamy z latarką i mapą kosmosu pod pierzynę, a Cox znowu, zawinięty w pidżamę i z iskrą szaleństwa w oku, zabiera nas w podróż po mglistym ogrodzie i przyciąga Księżyc nieco bliżej Ziemi. Co prawda ten Księżyc obracany w palcach wszystkie kratery ma podobne, ale choć atmosfera może nie jest w stanie zawsze uchronić magii spotkania przed sennością, to równowaga mięsa i ektoplazmy sprawiają, że śnimy raczej przy otwartych a nie zamkniętych oczach. Fenomenalna sprzeczność, jaką było sedatywne i frapujące zarazem „Let The Blind...”, w pełnej krasie nie powróci pewnie nigdy – już poprzedni album uciekał do zgoła innej estetyki. „Logos” było z kolei wypadkową tonalnego szamaństwa, folkowej neo-psychodelii i dream-popu, autotematycznie samego Deerhuntera, ale też garści innych elementów utrudniających klasyfikację. „Parallax” natomiast plasuje się gdzieś indziej, ale też znowu nie tak bardzo – choć przykłada się tu pryzmat w nieco innych warunkach, to ogólny rozszczep barw, mimo większego natężenia czerni, fioletu i granatu, jest nam doskonale znany.

Analogia do „Halcyon Digest” jest naturalna – Cox, w ogromnym skrócie, przekazuje pałeczkę gitarom. Dominacja tychże sprawia, że jest to najbardziej czytelna płyta w dorobku Atlas Sound, na szczęście jednak „idziemy w mainstream” bez widocznej utraty jakości, jeśli w ogóle. Nie jest to już materiał przeznaczony dla somnambulików i zwolenników legalizacji, a przynajmniej nie tylko, bo zdecydowanie więcej jest na „Parallax” „piosenek”. Choć i te bywają modyfikowane, psute efektami z zestawu Małego Transcendentalisty, samemu tylko Coxowi chyba znane, nadające całości mniej oczywisty szlif i tym razem osadzając słuchacza w roli obserwatora lub w samej przestrzeni kosmicznej, spreparowanej w zestaw elementów, które w większości przypadków nie są przesadnie pastelowe, nieostre, zbytnio roztopione. Słowem – jest to wszechświat nasycony, próżnia obfitości.

Sympatyczny utwór otwierający, gdzie zwrotka ma posmak melancholii Mazzy Star, to równie sympatyczna zmyłka – prawie nic już później nie wróci do podobnej hymniczności. Ale lekkość tego utworu daje świetne wrażenie na starcie. Pozycja numer dwa odnajdowałaby się doskonale w kolaboracji z Timber Timbre – budowanie nastroju komiksowego niepokoju, falset kontra fałszujące akordy hipnotyzującej gitary i refren nieco odpychający od nas ten wszechobecny zaduch bizzare. W „Te Amo” z kolei pobrzmiewa sobie Panda Bear, ale takie echa zakręcenia Animal Collective zawsze były obecne obydwu projektach. Wspomniana przebojowość w pełnej krasie objawia się w „Mona Lisa” – literalnie marzycielski tekst i wystarczająco długo pozostający na wargach refren tworzą pewniaka do osobnego słuchania. Warto zwrócić również uwagę na „Angel Is Broken”, który rozdarty melancholią archetypicznego amerykańskiego banity, eksponuje jednak ogromne pokłady ciepła bijącego z brzdękających na reverbie gitarach i zbłąkanego głosu urokliwie przestylizowanego Bradforda. Może i najlepszy numer na „Parallax”, podobnie zresztą jak następujące po nim „Terra Incognita”, lejące się przestrzennie przy oszczędnym akustyku, gdzieś przy czwartej minucie zalewając nas balsamiczną magmą. Niestety, postawione przez sądem, czy oglądane nago kompozycje zwyczajnie nie są wielce zachwycające, a mamiąca niedookreśloność potrafi być wyczerpująca – miejscami pryska urok i zmierzamy trochę donikąd. Szczęśliwie jednak dźwiękowe kuglarstwo, uruchomione awaryjnie by załatać braki kompozytorskie, to dziedzina, z której Cox ma już dwa dyplomy. A że jest to w kontaktach z Atlas Sound równie ważne jak fundamenty utworów, o czym nie można zapominać, trudno budować na tej podstawie poważniejszy zarzut.

Przy bliższym spojrzeniu „Parallax” cumuje bliżej „Let the Blind...” aniżeli „Logos” – kontemplacja kieruje się ku sferom astralnym, ku marzeniom sennym, spirytystyczny leśny seans układając do snu astrologa. Czasem nurkujemy w głąb wyalienowanej materii, jak w „Modern Aquatic Nightsongs”, czy już bez wątpienia w obu częściach „Quark” – medytacjach wieńczących album. Czasem ta pozaziemska ekstrawagancja służy do refleksji nad szeroko pojętym pięknem – How many poverties / were interrupted by / learning how to read / looking at the sky („Mona Lisa”). Zawsze jednak gęsto polane jest to urzekającą dziwnością, w której Cox niezmiennie czuje się znakomicie. I choć może bywało lepiej, to jest dobrze na tyle, że mimo iż wyczerpująca izolacja przy nagrywaniu albumu doprowadziła artystę do załamania nerwowego, nietaktem byłoby zabierać mu teleskop i wyciągać siłą z sypialni.

Karol Paczkowski (5 grudnia 2011)

Oceny

Kasia Wolanin: 6/10
Marta Słomka: 6/10
Średnia z 2 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: werka
[6 stycznia 2012]
gratuluję autorowi interesującej recenzji, jednak dla mnie Parallax to album z najlepszej piątki roku
Gość: craus
[7 grudnia 2011]
wyczerpujaca i przyjemna recenzja :)
Gość: marek
[5 grudnia 2011]
mówcie, co chcecie. dla mnie jeden z albumów roku
Gość: robinhood
[5 grudnia 2011]
ale fajna recenzja ;]

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także