Microexpressions
Lie In Wait [EP]
[własnym sumptem; lipiec 2011]
Twórczość piekielnie utalentowanego duetu Stambulski/Szczęśniak z gracją wymykała się próbom szufladkowania już przy okazji poprzedniego minialbumu. Jeżeli już na etapie bardzo wyrafinowanego, ale ani przez moment nietracącego powabu i przebojowości „Deep Snow” grupa dała się poznać jako mistrzowie muzycznej emergencji i perspektywiczna konkurencja dla największych tuzów rodzimej sceny, znacznie trudniejsze w odbiorze, jeszcze gęstsze i jeszcze niżej uginające się pod ciężarem tuzinów nieoczywistych motywów „Lie In Wait” plasuje Microexpressions w absolutnej awangardzie niezależnego gitarowego muzykowania nad Wisłą.
Powiedzieć, że Microexpressions całkowicie wyrzekli się tu popowej wrażliwości byłoby z pewnością sporym nadużyciem, choć prawdą jest, że tegoroczna EP-ka przybliża nam oblicze zespołu odmienne od znanego z „Deep Snow”. Tam gdzie, muzycy pozwalają sobie na dłuższe rozwinięcie kalejdoskopowych tematów, a umiłowanie do prostych, zapamiętywalnych motywów melodycznych bierze górę nad ich zagęszczaniem, nawarstwianiem i gwałtownym niejednokrotnie odrzucaniem, efekt jest niemal natchniony. Nie oznacza to oczywiście, że bardziej skomplikowane pierwiastki składające się na EP-kę skłaniają do ziewania czy wędrówki myśli w zupełnie inne obszary świadomości. Przeciwnie: niemal każdy z elementów blisko półgodzinnej żonglerki mógłby na pełnych prawach służyć za kanwę osobnej konstrukcji, której jakości ani przez moment nie można by podać w wątpliwość.
Jeżeli – jak pisał na naszych łamach Paweł Sajewicz – poprzednie wydawnictwo Microexpressions odsyłało w poszukiwaniu inspiracji w dużym stopniu do dokonań rodzimych formacji, „Lie In Wait” w żywe oczy kpi z jakichkolwiek kulturowych ograniczeń i ciasnoty. Owszem, wciąż pobrzmiewają tu gdzieniegdzie echa choćby Ścianki (eksplodujący riff „All Like Comets” to bliski krewny „Skutera”), ale próba kompleksowego zdefiniowania punktów odniesienia Microexpressions może tym razem przyprawić o solidny ból głowy. Tam, gdzie z elektroniczno-gitarowego chaosu łagodnie wyłaniają się kojące pasaże pianina, jak w otwierającym zestaw „Man On The Wire”, myśli kierują się ku Mansun czy Menomenie. Somnambuliczne wprowadzenie do masywnej, trzyczęściowej suity „Land Can Be” to zabawa w wywoływanie leśnych zjaw wyprzedzająca o parę miesięcy niedookreślone zawodzenie „Bon Iver, Bon Iver” torująca zarazem drogę do śmiałych eksperymentów z tempem w duchu Trail Of Dead. „All Like Comets” żeni wspomnianą Ściankę z głębią i przestrzennością bębnów Genesis. Z wyjątkiem względnie stabilnego, kończącego zamieszanie pod bramką wybiciem krążka na uwolnienie closera „Giant In The Forest”, każda z kompozycji przypomina tu nieustanną wojnę postu z karnawałem, dla której jedyną pożywką jawi się nieustanny ruch.
Mając w pamięci zaraźliwą przebojowość „Deep Snow” wcale niełatwo w to uwierzyć, ale „Lie In Wait”, stanowiące absolutną przeciwwagę dla tego wydawnictwa, jest dziełem na wskroś medytacyjnym, wymagającym całkowitego podporządkowania uwagi odbiorcy – i to przynajmniej kilkukrotnego. Kierunek rozwoju kolejnych kompozycji, nawet po wstępnym osłuchaniu się z albumem jest całkowicie nieprzewidywalny i to być może właśnie owa nieprzewidywalność jest dziś największą chlubą duetu. Jeśli wziąć pod uwagę dodatkowo fakt, że obie recenzowane przez nas EP-ki powstawały w zasadzie w tym samym czasie, to dopiero wraz z „Lie In Wait” otrzymujemy pełne świadectwo umiejętności i możliwości Microexpressions. Wprawdzie odlegli stylistycznie Diogenes Club udowodnili kilkanaście dni temu, że rewelacyjne przystawki nie muszą definitywnie przesądzać o jakości wyczekiwanego dania głównego, ale w wypadku Microexpressions jestem o jego smak dużo bardziej spokojny.
Komentarze
[20 października 2011]
[19 października 2011]
[19 października 2011]
[19 października 2011]