Ocena: 3

The Drums

Portamento

Okładka The Drums - Portamento

[Moshi Moshi; 2 września 2011]

OMG, to jeszcze dwanaście numerów?! – pomyślałem dosłuchując ostatnich taktów drugiego na trackliście „Days”, niczym szczególnym nie różniącego się od utworu otwierającego „Portamento”. W głowie grała mi dudniąca, monotonna, stanowczo zbyt wysunięta w miksie gitara basowa, wsparta skocznym rytmem, powtarzanymi w kółko trzema, czterema akordami i lekko histerycznymi, wysokimi zaśpiewami Jonathana Pierce’a. Sensacyjnie, stanu nie zmienił trzeci numer. Po czwartym, singlowym „Money”, nawet się tego nie spodziewałem. Powiecie, że płyta The Drums nie jest od tego, żeby kogokolwiek czymkolwiek zaskakiwać. Że ich sentyment do indie-popowej kliszy, naturszczykowskiej prostoty aranżacji i tej jednej melodii, którą wymyślili na samym początku działalności – to wszystko ustaliliśmy już na wysokości debiutanckiego self-titled. Zgoda, ale żeby o tym przypomnieć, wystarczyło wydać słabą EP-kę, a nie czternastoutworowy longplay, na którym każda kompozycja brzmi jak wyprana z inspiracji, blada kopia pierwszych singli w rodzaju „Let’s Go Surfing” czy „I Felt Stupid”. Ponoć podczas prac nad „Portamento” The Drums byli bliscy rozpadu i słuchając tej rozciągniętej jak guma w starych gaciach, infantylnej, a zarazem opatrzonej pretensjonalnym PR-em w duchu „to nasz mroczny drugi album” płyty, doskonale rozumiem dlaczego.

Kuba Ambrożewski (19 października 2011)

Oceny

Kasia Wolanin: 4/10
Kuba Ambrożewski: 3/10
Średnia z 2 ocen: 3,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: abn
[11 kwietnia 2012]
album niedopracowany (szczególnie w warstwie lirycznej), jednak iskrzący się momentami świetności na tyle jasnymi, że tak srodze niska nota budzi najgłębsze zdziwienie.
Gość: marci\n
[24 października 2011]
Płyta jest nierówna, ale zgadzam się z Agatą - wciąga i zyskuje z każdym przesłuchaniem. Szczypta psychodelii i ogólna melancholia tylko dodają smaczku a nie wprowadzają zamęt, jak to próbują udowodnić niektórzy krytycy. 6/10
Gość: 36degrees
[23 października 2011]
8/10
Gość: Agata
[21 października 2011]
Płyta jest hipnotyzująca i zdecydowanie uzależnia. Im częściej jej słucham, tym bardziej mi się podoba. Słucham jej wszędzie,a głos Jonathana Pierce\\\'a jest niesamowicie kojący ( szczególnie o szóstej rano w drodze do pracy). Z niecierpliwością czekam na ich koncert w Warszawie!!!!!!!!
Gość: marek
[20 października 2011]
8/10
Gość: ala
[19 października 2011]
10/10
Gość: tr0o
[19 października 2011]
5/10

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także