The Caretaker
An Empty Bliss Beyond This World
[History Always Favours The Winners; 6 czerwca 2011]
Po trzech latach przerwy, z nowym albumem wraca James Kirby. Nie zmieniając poprzedniego konceptu, angielski muzyk do rąk bierze powyciągane z wiekowych ballroomów fragmenty około-klasycznych i jazzujących bagatelek. Kolejnym, niemniej ważnym od doboru sampli etapem tworzenia albumu jest dla Caretakera destrukcyjna obróbka dźwiękowa. Mamy tu sporo time-stretchingu, dość gęstą mgłę winylowych trzasków, radykalne cięcia, ograniczenie wysokich częstotliwości (spójrzcie na widmo, słupki nie wychodzą nigdy poza 7kHz), ogoniaste pogłosy, czy zabawy z głośnością materiału. Wszystko dobrane tak, by ślad po zębie czasu, pozostawiony na starych nagraniach zrobił się jeszcze większy. Dlatego nie ma co się spodziewać jakichkolwiek nowocześnie brzmiących zabiegów edycyjnych, pokroju glitchów, czy reverse’ów.
Rezultat pracy Kirbyego jest naprawdę zadowalający. Sentymentalne melodie po „antykonserwacji” producenta z Stockport zyskują nowego, niepokojącego wymiaru. Skorodowane dźwięki mają w sobie coś mrocznego, a mrok ten skontrastowany jest z lekkością, a miejscami nawet banalnością warstwy melodycznej. „An Emplty Bliss Beyond This World” wymyka się klasycznie rozumianemu pojęciu ambient. Nie jest też muzyką ilustacyjną, a raczej tworzącą ilustracje(a może wizje?). I to dość ciemne kolorystycznie ilustracje, które w moim przypadku, co do jednej, wydawały się pozbawione obecności ŻYWEGO człowieka.
A mimo wszystko płyta w słuchaniu jest przystępna. Niektórzy pewnie uznają to za wadę, bo być może spodziewali się naprawdę chorych dźwięków. Ja jednak faktem, że suplementem do płyty Caretakera nie jest kaftan bezpieczeństwa, nie rozczarowałem się.