Muzyka Końca Lata
PKP Anielina
[Thin Man Records; 9 maja 2011]
Jest coś naprawdę fajnego w tym całym, miniaturowym, tegorocznym revivalu harcerskiej (niech będzie, ale nie popieram określenia, o czym dalej) muzyki polskiej, na który składają się dwie płyty: recenzowany już na naszych łamach oczekiwany debiut Nerwowych Wakacji oraz trzeci album Muzyki Końca Lata. Określenie „muzyka harcerska” z natury jest nieco deprecjonujące, bo ów epitet kładzie jednak nacisk na pewnego rodzaju prowincjonalność, nadmierną prostotę, banalną swojskość. Z góry narzuca się nam trochę błędną percepcję muzyki, którą tworzą muzycy świadomi, zdolni i kreatywni, szukający wspólnych mianowników między najlepszą, rodzimą klasyką pop-rockową i nowymi trendami. Jacek Szabrański patriotycznie i przekornie zatytułował debiut Nerwowych „Polish Rock”, a Bartek Chmielewski zwraca uwagę na lokalną stację kolejową w podwarszawskim miasteczku, nadając płycie fajny i całkiem nośny tytuł „PKP Anielina”. Żadnych płonących ognisk w lesie, stokrotek polnych czy Ziemi pokłonów składanych – gdzie tu harcerstwo? Ja widzę luz, dystans oraz zabawę konwencjami i stereotypami. Gdyby piosenki NW i MKL były śpiewane tylko po angielsku i nie mielibyśmy świadomości, że ich autorami są polscy muzycy, powiedzielibyśmy, że to ładny, melodyjny, prostolinijny pop/folk, a ponieważ tak nie jest, musiała się pojawiać muzyka harcerska. Masz ci los. Koniec tematu.
To, co najsympatyczniejsze w twórczości Nerwowych i MKL to uniwersalizm ich lokalizmu, indywidualnych przeżyć oraz szczerych, osobistych wspomnień. To od zawsze wyróżniało przede wszystkim Muzykę Końca Lata. W tekstach Bartka Chmielewskiego przegląda się jak w lustrze całkiem sporo rówieśników wokalisty, mimo że np. nigdy nie byli oni nawet w pobliżu Mińska Mazowieckiego (który pojawia się gdzieś w tle każdej płyty MKL). Nostalgia za beztroskimi czasami młodości na mazowieckiej prowincji jeszcze nigdy nie była podana tak dobitnie i klarownie, jak na „PKP Anielina”, ale paradoksalnie odnoszę wrażenie, że właśnie dzięki wybitnie osobistemu kontekstowi, teksty Chmielewskiego na trzeciej płycie są dużo lepsze w porównaniu z wcześniejszymi, tekściarsko też solidnymi piosenkami. Mimo że nie ma „PKP Anielina” tak epickiego i pokoleniowego utworu, jak „To, co widziałem”, jest sporo pięknych fraz, lekkości i słodyczy. Za trzy złote kwiat nie jest ciebie wart, I love you baby – śpiewał Johnny do swej lady / no bo chłopcy już tak mają / że śpiewają i kochają, „Całowanie” w całości – bardzo dziękuję, czuję się oczarowana, kupiona, uwiedziona. 2:1 dla Muzyki Końca Lata.
„Dokąd” pojawiło się w filmowej zajawce programu TVN. Hej, czy może być bardziej oczywisty dowód na doskonałą przystępność muzyki MKL? Komercyjna telewizja sięga po ciepłą, prostą, polską piosenkę, by reklamować przeciętne, zagraniczne komedie romantyczne. Następny przystanek to już gościnny występ w „Tańcu z gwiazdami”, a płyta zniknie ze sklepowych półek. Osobiście bardzo życzyłabym tego zespołowi, bo wówczas byłoby to małe zwycięstwo naszej rodzimej alternatywy, która przebija się do głównego nurtu mozolnie niczym Afro Kolektyw z „Krawatem” na trójkowej liście i nie zawsze z powodzeniem. 90% polskich wykonawców, o których od czasu do czasu piszemy, jest undergroundowa tylko i wyłącznie przez fakt ich nieobecności w mainstreamowych mediach. Muzycznie to różnorodne, okołopopowe brzmienia, które nie zasługują na niszę i do niej po prostu nie pasują.
„PKP Anielina” jako słodko-naiwne studium miłości chłopaków do dziewczyn musi mieć nie tylko swojego bohatera, ale też bohaterki. Na stałe do składu MKL dołączyła znana z Płynów i reklamy Hortexu Ola Bilińska, znów pojawia się Karotka z Kawałka Kulki. Dzięki dziewczynom piosenki Muzyki układają się w przesympatyczne damsko-męskie dialogi. Pierwiastek kobiecy w większym wydaniu niż wcześniej był MKL bez wątpienia potrzebny. Przydatna okazała się też sekcja jazzowa Contemporary Noise Sextet, która konstrukcyjnie podniosła „PKP Anielinę” jakieś kilka pięter wyżej w porównaniu z poprzednimi albumami grupy. MKL ciągle opiera swoje brzmienie na najbardziej klasycznym instrumentarium (gitary, perkusja, wokal), któremu smyki i dęciaki dodały animuszu, skomplikowania i elegancji. „PKP Anielina” w ogóle jest najbardziej dopracowaną i dopieszczoną płytą Muzyki. Paradoksalnie duże opóźnienie w jej wydaniu, spowodowane głosową niedyspozycją Bartka Chmielewskiego (może zaraził się od Edyty Bartosiewicz?), zadziałało na korzyść „PKP Anieliny”, ale jednak nie wypada życzyć wokaliście tego typu frustrujących problemów w przyszłości.
Trzeci krążek Muzyki Końca Lata ma też swój smutny rewers. Bartek Chmielewski deklaruje, że „PKP Anielina” stanowi symboliczny odjazd z Mińska Mazowieckiego i zamyka ten cały muzycznie uroczo-naiwny i prowincjonalny okres w twórczości MKL, na który złożyły się wszystkie dotychczasowe albumy zespołu. Następna płyta ma być już zupełnie inna. Pora innym swe ciepło dać? Warszawa na pewno z wypiekami na twarzy czeka na stołeczną wersję Muzyki Końca Lata.
Komentarze
[8 sierpnia 2011]
[4 czerwca 2011]