Ocena: 8

Peter Evans Quintet

Ghosts

Okładka Peter Evans Quintet - Ghosts

[More Is More; marzec 2011]

Peter Evans nie jest już tylko wschodzącą gwiazdą muzyki improwizowanej i jednym z największych talentów, na który trzeba chuchać i dmuchać, by nie przepadł w towarzystwie starszych kolegów po fachu. Niezależnie, z jakim projektem z jego udziałem mamy do czynienia, to i tak zawsze jesteśmy zaskakiwani bardzo wysokim poziomem kompozycji, co też przeważnie jest efektem daleko idącej pomysłowości i bujnej fantazji ich autora. Na naszych łamach pisaliśmy już o jego płycie z pianistą Agustim Fernandezem i saksofonistą Matsem Gustafssonem oraz sztandarowej formacji – dowodzonej przez Moppę Elliotta – Mostly Other People Do The Killing. Ten młody trębacz za każdym razem tworzy coś nowego, niezależnie od tego, z jakim składem występuje, w jakich konfiguracjach oraz jaką materię muzyczną obiera sobie za punkt wyjścia do wielopoziomowych improwizacji. To współczesny człowiek renesansu, który swoją grą i wyczuciem łączy pozornie odległe światy: jest klasycznie wykształconym instrumentalistą o bajecznej technice, młodym artystą z nieograniczoną wyobraźnią twórczą oraz osobą, która nie zamyka się w jednym muzycznym ekosystemie. Akustyczny noise jazz, nowoczesny hołd dla hard bopu z lat 60. oraz solowe eksperymenty to tylko niektóre z jego zrealizowanych świadomych wyborów.

Kwintet Petera Evansa nie powiela żadnego z powyższych schematów. Ponownie czeka nas więc coś niespodziewanego. Z jednej strony mamy tu do czynienia z akustycznym graniem – oprócz trąbki – słuchamy perkusisty Jima Blacka, basisty Toma Blancarte’a oraz pianisty Carlosa Homsa – i to samo w sobie nie zapowiada większych sensacji. Oprócz wymienionego trzonu typowo jazzowego, mamy jednak jeszcze Sama Plutę, który w trakcie tych improwizacji odpowiadał za wszelkie manipulacje z dźwiękiem, nakładanie efektów czy zapętlanie wybranych partii instrumentalnych. Wszystko dzieje się „tu i teraz”, i nie jest efektem studyjnej postprodukcji. Mamy zatem improwizujący zespół, dowodzony przez Petera Evansa oraz człowieka, który w wielu momentach sprawia, że możemy mieć wrażenie, jakbyśmy obcowali nie z kwintetem, a np. sekstetem. Jak to możliwe?

Sam Pluta często doprowadza do konfrontacji tego, co „tu i teraz” z tym, co już zdarzyło się wcześniej. Stąd też słyszymy nakładające się partie tej samej trąbki, tego samego basu czy tej samej perkusji. Ten dialog teraźniejszości z przeszłością w obrębach aktualnie wydarzającej się improwizacji ma także drugie znaczenie. Muzycznie ściera się tutaj tradycja jazzowa – w duchu klasycznych propozycji Blue Note z lat 60. ze współczesną muzyką elektroniczną. Znakomitym przykładem dominacji eksperymentu jest „The Big Crunch”, które przypomina dźwiękowe zniekształcenia hołubione przez Markusa Poppa czy Carstena Nicolaia w duchu stylistyki glitch. Często bywa jednak też tak, że to rasowy jazz bierze górę nad tym, co wychodzi spod palców Sama Pluty.

Gdyby spróbować określić postawę muzyków odpowiedzialnych za „Ghosts” w zwięzły sposób powiedziałbym, że reprezentują nurt konserwatyzmu ewolucyjnego. Z jednej strony nie porzucają tradycji, przypominają o niej i chcą, żeby dalej żyła w ludzkiej świadomości, ale są też zwolennikami efektywnych zmian, które pozwalają iść dalej do przodu. W wydaniu zespołu Petera Evansa jest to postawa, która przynosi piorunujący efekt i sprawia, że wiele rewolucyjnych projektów w duchu muzyki improwizowanej wydaje się przy tym po prostu miałkich.

Piotr Wojdat (19 maja 2011)

Oceny

Piotr Wojdat: 8/10
Tomasz Łuczak: 8/10
Średnia z 2 ocen: 8/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także