Ocena: 7

Kyst

Waterworks

Okładka Kyst - Waterworks

[Antena Krzyku; 28 marca 2011]

Światło dzienne ujrzała właśnie następczyni głośnego debiutu młodych zdolnych z Sopotu. Po rozpisanych głównie na akustyk, wyszeptanych wynurzeniach singer-songwritera, które miały momenty i jednocześnie były męcząco rozwlekłe, zostało niewiele. W parze ze zmianami personalnymi i dołączeniem na stałe do grupy berlińczyka Ludwiga Platha, znanego jako Touch Mob, poszło sprecyzowanie pomysłu na siebie i konsekwencja na przestrzeni całego albumu. Zniknęła naiwność wspominana w wywiadach przez samych członków Kyst. Tym razem w roli głównej mamy dwa zestawy perkusyjne, wokale i gitarę, a do tego od czasu do czasu wplecione urocze dęciaki. I co z tego wynika?

Już na samym początku słyszymy, że Tobiasz Biliński i spółka zrobili krok do przodu, brzmienie stało się dojrzalsze, a kompozycje bardziej dopracowane i przemyślane. Harmonie wokalne i wyłaniający się ostatecznie, lekko płaczliwy głos Platha w ujmującym „Miss The Sea” zwiastują zmiany – i to na lepsze. Trudno już zarzucić im nudziarstwo, bo w przeciwieństwie do „Cotton Touch” zwolnienie tempa nie jest już manewrem ryzykownym. Nawet i taka odsłona, jak leniwe „Sun” niczym rozgrzana pustynia w „Paris, Texas” Wendersa hipnotyzuje oszczędnością środków, choć nie mamy tu tak naprawdę nic poza jedną snującą się gitarą. Prostota to jednak na „Waterworks” wątek poboczny. Reszta albumu to wypadkowa intensywności bezlitosnych bębnów i wyciszonych subtelności. Definicją owej kombinacji zdaje się być „A Postcard”. Mamy tu całą gamę nastrojów zmieszczonych – co istotne, wcale nie upchniętych – w pięciu minutach: trąbki i spokojna gitara, powoli rozwijająca się, urocza melodia, znienacka pojawiająca się lawina bębnów, niczym u znajomych i inspiracji zarazem – amerykańskiego Au. Faworyci? Odważne, zdecydowane „Colours”, które rozkręca się powoli aż do opartej na pędzącej perkusji kulminacji i dużo bardziej wyważone, przypominające idącą przez miasto paradę (grzeczne trąbki i równiutka sekcja rytmiczna), zamykające album „The Glowing Sea”.

Polska i Europa już zjechana, wizyta na SXSW w Austin odhaczona, w najbliższych planach Primavera. Polski freak-folkowy produkt eksportowy? Jestem za.

Zosia Sucharska (22 kwietnia 2011)

Oceny

Średnia z 1 oceny: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: maria
[1 czerwca 2011]
dziwny ten kraj,a nowy Plum słyszeli,mało się pisze o nich a kyst będzie jeszcze długo długo musiał dojrzewać by się zbliżyć do majstersztyku Plum na ostatniej płycie hoax.
Gość: kej
[27 kwietnia 2011]
Dla mnie raczej 5/10. Zresztą nic Kyst/Coldair/Touchy Mob ponad tę ocenę póki co nie wyszło. Ale mają potencjał, może następnym razem.
Gość: ra
[26 kwietnia 2011]
nie no, kurwa, nie dają rady aż tak jak tu piszesz, za dużo przestojów, za mało konkretów, szczególnie gdzieś tak od połowy albumu.
Gość: pysy
[26 kwietnia 2011]
*Touchy Mob
igrek ci Zosiu zjadło ;)
Gość: hmmm....
[24 kwietnia 2011]
to nowy Plum chyba z 9. dostanie ;)
Gość: ryj
[23 kwietnia 2011]
daj kamienja
Gość: alex
[22 kwietnia 2011]
"Miss the sea" porywa do tańca... Czasowo i koncepcyjnie bardzo mi przypomina zeszłoroczny Kristen

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także