Ocena: 7

The Dø

Both Ways Open Jaws

Okładka The Dø - Both Ways Open Jaws

[Cinq7; 7 marca 2011]

Ukrywający się pod zagadkowo brzmiącą nazwą fińsko-francuski duet The Dø staje właśnie przed próbą drugiej płyty. Po entuzjastycznie przyjętym „A Mouthful” obiecujący debiutanci konsekwentnie kroczą obraną ścieżką eksperymentu zamkniętego w przystępne popowe ramy. Tym razem są jednak dużo pewniejsi siebie.

Tym, co intryguje i zatrzymuje „Both Ways Open Jaws” na repeacie, jest umiejętne budowanie bardzo różnych nastrojów, czego najlepszym przykładem są trzy pierwsze utwory. The Dø to nie tylko – jak mógłby sugerować nieco nieopierzony debiut – kolorowe zjawisko, beztroska zabawa i przekora małej dziewczynki tupiącej w rytm dzwoneczków i frazy I’m gonna throw up! To też ujmujące, dziewczęce harmonie wokalne, uwypuklone przez oszczędność instrumentów (znane już z EP-ki „Dust It Off”), czy wreszcie dojrzała tęsknota na tle smyczków („The Wicked And The Bild”). Zaskakująca zmienność dotyczy nie tylko całej płyty, ale również pojedynczych utworów: na początek knajpiane pianino, dalej niepozorna popowa melodia, aż po rozbudowaną melancholię instrumentalnego zakończenia („Smash Them All”). Czy jak w trwającym niewiele ponad dwie minuty, świetnym „Quake, Mountain, Quake” opartym na rytmice pianina z rozwijającą się powoli dramaturgią trąbek i rozmywających się gitar. No i ten frapujący singiel, który wyrwany z kontekstu może wprowadzać w błąd. Porywające, oparte na plemiennej perkusji „Slippery Slope”, wzbogacone o iście teatralny obrazek pełen złowieszczych postaci z szamańską kreacją wokalistki Olivii Merilahti, niewiele nam mówi o reszcie krążka. Pozostałym utworom bliżej bowiem do kołysanek niż sennych koszmarów.

Połowa sukcesu „Both Ways Open Jaws” to zaś możliwości wokalne Merilahti. O ile po wydaniu debiutu szukano w niej pilnej uczennicy wczesnej PJ Harvey (za oczywisty przykład posłużyć może „The Bridge Is Broken”), o tyle tutaj sytuacja się nieco komplikuje. Nie bez powodu wszyscy – w tym sama zainteresowana – jednym tchem jako kluczową inspirację wymieniają Björk (co obnaża zamykające album „Moon Mermaids”). Ograniczenie się do tego jednego, równie odważnego, co i standardowego skojarzenia nie oddaje jednak całej prawdy, bo praktycznie każdy utwór na płycie sugeruje coś nowego. Bardziej przystępna niż Joanna Newsom, mniej słodka wersja CocoRosie, Soap&Skin na wakacjach, daleka krewna Feist? Nawet jeśli żadne z tych porównań nie jest strzałem w dziesiątkę, to trzeba przyznać, że ów zestaw brzmi intrygująco.

Powaga obok przekory, dziecinność obok dojrzałości, multum niezłych melodii i świetny wokal. Niebywale zgrabna zmiana statusu z „obiecujących debiutantów” na „sprawdź ich koniecznie”.

Zosia Sucharska (8 kwietnia 2011)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: t
[10 kwietnia 2011]
<3

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także