Ocena: 6

Contemporary Noise Sextet

Ghostwriter’s Joke

Okładka Contemporary Noise Sextet - Ghostwriter’s Joke

[Electric Eye; 19 marca 2011]

Bracia Kapsa przeszli długą drogę, by ostatnio zatoczyć koło i wrócić do punktu wyjścia. Reaktywacja Something Like Elvis najpierw na jeden występ w ramach katowickiego Off Festivalu, a potem na całą trasę koncertową, zrobiła swoje. Był to pomysł na tyle nagły i zaskakujący, co przedwczesne rozwiązanie zespołu po wydaniu najlepszej w ich dorobku płyty – „Cigarette Smoke Phantom”. Na drugi plan zeszło w tym czasie Contemporary Noise Sextet, które w przeciągu dwóch intensywnych lat wydało aż trzy płyty. Reaktywacja poprzedniej grupy okazała się jednak strzałem w dziesiątkę – muzycy zdawali się doskonale czuć materiał sprzed lat, a entuzjazm, jaki od nich bił na scenie, wydawał się udzielać także tym, którzy przychodzili zobaczyć legendę rodzimego undergroundu na żywo.

W związku z tym miałem spore nadzieje związane z „Ghostwriter’s Joke”. Można było przypuszczać, że ta energia, ten sceniczny luz z trasy Something Like Elvis przejdzie także na płytę Contemporary Noise Sextet i jeszcze raz udzieli się muzykom. Oczywiście w innej formie: nie w powrotach do przeszłości, lecz w rozbudowanych improwizacjach, nowych pomysłach czy intrygujących zwrotach akcji. I paradoksalnie to właśnie w tym ostatnim elemencie tkwi problem. Dostajemy wszystko, co już słyszeliśmy na „Pig Inside The Gentlemen” czy „Unaffected Thought Flow”. Może mniej tu filmowej zadumy i melancholijnej ckliwości z debiutu, a także nieśmiałych prób urozmaicania brzmienia mających miejsce na kolejnej płycie („Theatre Play Music” trudno w tym przypadku traktować jako regularny album, a bardziej jako specyficzne przedsięwzięcie), ale można odnieść wrażenie, że jest to właśnie uśredniona wersja tych dwóch wydawnictw. Mamy zatem charakterystyczne brzmienie pianina Kuby Kapsy (nie tak intensywne jak dotychczas), jazz rockowe zagrywki na gitarze Kamila Patera czy mocne perkusyjne akcenty Bartka Kapsy. Do tego dochodzi sekcja dęta, której praca przynosi najciekawsze rezultaty, uwodząc orkiestrowym feelingiem.

Dużo w tym tekście narzekania. Ale jest to narzekanie w dobrej wierze. Contemporary Noise Sextet nie idą ze swoją muzyką do przodu, nadal bardzo zgrabnie poruszają się wewnątrz obranej autorskiej stylistyki, ale nie próbują nas zaskoczyć. Może po prostu nie chcą. Jeśli tak jest, to nic na to nie poradzimy. Ważne, że mimo wszystko ich nowej płyty dobrze się słucha – a to nie powinno dziwić – w końcu to nadal znakomici instrumentaliści z dużą wyobraźnią.

Piotr Wojdat (1 kwietnia 2011)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 2 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Jahuu
[22 kwietnia 2011]
Fajnie że na tym portalu są \\\" goście\\\" którzy wiedzą czym jest \\\"prawdziwy jazz\\\". A może to nie ma byc prawdziwy jazz? Czy ktos na to wpadnie?? Pozdrawiam serdecznie.....
Gość: marta
[7 kwietnia 2011]
recka trafna,słabe to bez zaskoczenia ale to już było wiadomo po drugiej płycie,że chopaki wyczerpali już swoje możliwości,szczególnie pianista,bardzo chce ale mu nie wychodzi,muzyka dla niejakich ludzi,dla tych którym wiele się wydaje,a odnośnie luzu na koncertach sle widziałam ich na offie i raczej to były spięte dupy a nie luz i muzyka daleko już z tyłu za obecną czołówką polską,porostu nudna i nie broni się przed czasem.
Gość: Andrzej Kortet
[5 kwietnia 2011]
taki jazz dla tych co na codzień wolą inną ambitniejszą muzykę a jazz traktują "bo jest" I taka jest ta płyta. Snuje się z głośników, bez męczenia ucha, niezbyt ciekawe tematy, mało improwizowania, mało jazzu w jazzie. To może nawet nie jest już jazz.
Gość: Gonzo
[4 kwietnia 2011]
"Dużo w tym tekście narzekania" - faktycznie. Niepotrzebnie. Ta płyta - według mnie - doskonale waży pierwiastki z debiutu i "Unaffected Thought Flow".

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także