Lucy
Wordplay For Working Bees
[Stroboscopic Artefacts; 4 marca 2011]
Przesłuchałem znów po pewnej przerwie debiutancki longplay Sheda i zdumiałem się, jak bardzo złagodniał on w moich uszach w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy. Dla tych, którzy być może nie wiedzą: „Shedding The Past” wywołał spore poruszenie wśród fanów muzyki technicznej w roku 2008. Przez wielu został okrzyknięty płytą roku, innych peszył surowym, bezkompromisowym minimalizmem. Ten album na pewno otworzył drzwi, którymi wepchnęli się kolejni przedstawiciele berlińskiej sceny – Ben Klock, Marcel Dettmann, czy strzelający zza trochę innego winkla Brytyjczyk Shackleton. Ich dokonania oswoiły nas z nowym obliczem techno. Sam René Pawlowitz trochę spuścił z tonu, wydając w zeszłym roku wyciszony i bardziej zróżnicowany „The Traveller”, który z kolei stworzył dobry klimat pod albumy takie jak „Wordplay For Working Bees”.
Luca Mortellaro, zamieszkały w Berlinie DJ i producent, ma za sobą studia z zakresu filozofii, literatury i lingwistyki. Nie ukrywa fascynacji akademicką muzyką „na taśmę” z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych – w otwierający jego długogrający debiut ambientowy pejzaż wplata nawet fragment uniwersyteckiego wykładu Stockhausena. Założył firmę płytową Stroboscopic Artefacts, której celem jest wydawanie „poszukującej” muzyki okołotanecznej. Na domiar złego, „Wordplay For Working Bees” jest płytą-manifestem z ukrytym w tytułach przesłaniem. Będzie ciężko? I tak, i nie.
Dzieło Włocha to przede wszystkim popis utalentowanego sound designera, maltretującego dźwięki zarejestrowane w swoim najbliższym otoczeniu. To wielopiętrowy tort z owocami dla wszystkich, którzy w muzyce studyjnej cenią sobie brzmienie i dokonywane na nim manipulacje. Pełno tu industrialnych warkotów, dudniących pomruków, zniekształconych głosów i mlaskających beatów. Jednocześnie jest to wydawnictwo zrywające z mocno zakorzenionymi stereotypami gatunków, do których się odwołuje. Luca stworzył album techno konsekwentnie unikając klasycznego rytmu opartego na stopie uderzającej regularnie w ćwierćnutowych odstępach. Mimo tego utwory w rodzaju „bein” i „lav” wcale nie sprawiają wrażenia upośledzonych tanecznie. Mortellaro chętnie sięga po ambientowe drony, ale trudno byłoby traktować je jako dźwiękową tapetę. Pomimo śmiałego stosowania technik dubowych, „Wordplay” zdaje się zupełnie ignorować istnienie stylistyki dub techno wraz z jej ogranymi do bólu schematami. Poszczególne tracki nieustannie mrugają okiem w kierunku IDM, ale raczej nie uświadczycie tu jąkających się rytmów, a cyfrowa dekonstrukcja dźwięku zostaje nam oszczędzona aż do kulminacji płyty – zakończenia dziewięciominutowego „mas”. I chociaż melodia z prawdziwego zdarzenia pojawia się tu dopiero w zamykającym „ter” – a i tam nie gra pierwszoplanowej roli – to całość nie traci wiele na względnej przystępności.
Niewątpliwie popularna muzyka elektroniczna znalazła się w punkcie, w którym nagromadzone doświadczenia, techniki i wreszcie nagrania utworzyły kanon, którego nie da się zignorować, i do którego ciężko nie nawiązywać. Jednak „Wordplay For Working Bees”, podobnie jak „Shedding The Past”, nie sięga po stare rozwiązania po to, by budować na ich bazie wehikuł do podróży w przeszłość. Nie chodzi tu o irytująco wszechobecną dziś tęsknotę, ale o przypomnienie, że kiedyś „techno was all about the future”. Lucy proponuje nową formułę albumu tego stylu, rzucając rękawicę innym producentom. Oby ją podjęli.
Komentarze
[29 marca 2011]