Ocena: 6

Beady Eye

Different Gear, Still Speeding

Okładka Beady Eye - Different Gear, Still Speeding

[Beady Eye Records; 28 lutego 2011]

Kiedy niecałe dwa lata temu knajacka opera mydlana pod tytułem Oasis dobiegła po wielu mniej lub bardziej żenujących perypetiach końca, jakieś dziewięćdziesiąt procent populacji zainteresowanej muzyką miało prawo odetchnąć z głęboką ulgą. Z „Dig Out Your Soul”, ostatniego prawdopodobnie (akurat w wypadku Gallagherów tego typu asekuracja wydaje się niezbędna) regularnego krążka brytyjskich The Beatles, jak wdzięcznie ktoś kiedyś ich określił, jestem w stanie przypomnieć sobie w porywach trzy, może cztery piosenki. W życiu nie przypuszczałbym zatem, że obśmiewany ze wszech stron secesjonistyczny projekt młodszego z braci, do którego zaprzągł pozostałych obecnych na albumach z minionej dekady muzyków, dostarczyć może stosunkowo wielu pozytywnych wrażeń – także na trzeźwo. Kompozytorski tercet Gallagher/Archer/Bell wychodzi tymczasem z post-noelowskiej opresji obronną ręką. Ręką – dodajmy – uniesioną w kierunku wieloletniego głównodowodzącego Oasis w typowym dla naczelnego brytyjskiego dendrologa obraźliwym geście.

To właśnie fakt, że wszystkie kompozycje zawarte na „Different Gear, Still Speeding” sygnowane są nie jednym, a trzema nazwiskami wydaje się kluczowy w interpretacji debiutu Beady Eye. Wbrew obiegowym opiniom, w żadnym wypadku nie jest to solowy projekt Liama Gallaghera, ale raczej „Oasis bez Noela”. To olbrzymia różnica, bowiem – nie oszukujmy się – solowe popisy dumnego posiadacza najsłynniejszej monobrwi rocka, mogłyby okazać się nie do zdzierżenia nawet przez najbardziej jajogłowych fanów zespołu z Manchesteru. W związku z powyższym, większość zawartych tu kompozycji nie tylko nie razi toporną, repetytywną łupanką typową dla lwiej części samodzielnych dokonań Liama (przykłady z brzegu to „Ain’t Got Nothin’” i „The Meaning Of Soul”), ale wręcz pociąga niebanalnością (znów proszę o przełożenie sobie tego sformułowania na język dyskusji o Oasis) rozwiązań. Zapewne spora w tym zasługa zarówno Gema Archera i Andy’ego Bella, autora najlepszej przecież w minionej dekadzie piosenki Oasis, jak i odpowiadającego za brzmienie bębnów Chrisa Sharrocka, człowieka bogatego o doświadczenia nagrywania z XTC czy The Lightning Seeds.

Członkowie Beady Eye w pewnym sensie zatem samoograniczają się, temperując co bardziej faszystowskie zapędy w jedną bądź drugą stronę, choć w ostatecznym rozrachunku ten materiał i tak plasuje się znacznie bliżej wrót zadymionego pubu czy przysłowiowego Maine Road, niż artystycznych siedlisk. Trudno bowiem oczekiwać, aby Liam Gallagher wyparł się nagle dumnie eksponowanych robotniczych korzeni i porzucił brytyjską inwazję, alkoholową psychodelę i naiwną balladowość na rzecz posunięć noszących znamiona awangardy. Wszelkie wątpliwości zostają zresztą rozwiane wraz z buńczucznym riffem otwierającego peleton „Four Letter Word”, siarczystego, ale zarazem obarczonego dowcipną autocenzurą ciosu w twarz Noela. Nie jest to zresztą jedyny w trackliście utwór jak żyw skrojony pod gusta stadionowych wyjadaczy. Nie inaczej jest przecież ze skondensowanym napierdalatorem „Standing On The Edge Of The Noise” czy z „Beatles And Stones”, które – zgodnie z tytułem – sugeruje sumienne odrobienie pracy domowej z twórczości The Who. Dla odmiany jednak, lennonowskie wcielenie Liama objawia się najwyraźniej w omawianym już przy innej okazji przez naszego naczelnego „The Roller”. Dodam tylko, że otwierająca sekwencja akordów to żywcem przepisane „Instant Karma”, tylko czy kogokolwiek to dziwi?

Paradoksalnie jednak, znany wszem i wobec z niebywałego prostactwa Gallagher najlepiej wypada (nie pierwszy już zresztą raz, czego najlepszym dowodem niedoceniany „Songbird”) w strukturach akustycznych, na których tle wybitnie rześko, by nie powiedzieć niewinnie, pobrzmiewa jego wokal, zniszczony przecież przez fajki i alkohol. Potwierdzenie tej tezy przynosi zarówno archetypiczna, bezpretensjonalna balladka „For Anyone” – rzecz jasna z nieodłącznymi handclapami, jak również najdłuższy w zestawie, siedmiominutowy „Wigwam”. Ktoś nazwie ten sączący się leniwie track kwintesencją oasisowskiej wtórności i... prawdopodobnie będzie mieć rację. Cóż jednak z tego, skoro rozmyta, liryczna psychodela zwrotek tego molocha w oczywisty sposób przywołuje tęskną nastrojowość Bella, czy nawet szerzej, Ride. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy reagować mogą na tego typu skojarzenia w 2011 roku odruchem wymiotnym, ale pomyślcie o biednym Gallagherze, którego – zapewne z nieco innych względów – odruch ten nie zwykł opuszczać od dłuższego czasu.

Oczywiście, sporo w tych rozważaniach ironii i podśmiewania się z zagubionego w czasie, wiecznie podpitego i zakochanego w sobie enfant terrible brytolskiego muzykowania, ale trudno też traktować „Different Gear, Still Speeding” ze śmiertelną powagą. Przecież w gruncie rzeczy, o napisanie recenzji tego albumu można by pokusić się bez jednego nawet jej odsłuchu. Ścieżki, którymi od wielu już lat przechadza się – choć wypadałoby raczej powiedzieć zatacza – głupszy z rodzeństwa Gallagherów, zostały wydeptane przez jego duchowych patronów długo przed tym, zanim braciszkowie zaczęli okradać manchestereskie sklepiki ze słodyczy i niskoprocentowych trunków. Tym bardziej zatem należy się cieszyć z przesłanek sugerujących, że Liam – owszem, w żółwim tempie – ale jednak rozwija się w piosenkopisarskim fachu.

Można odnieść wrażenie, że burza w szklance wódki, jaką koniec końców był rozpad Oasis, przyniosła traktowanemu z lekceważeniem wokaliście, który z trudem opanował grę nawet na tamburynie, prawdziwe wybawienie. Kto zatem wie, być może za ćwierć wieku okaże się, że Liam stworzy jeszcze do spółki z kolegami-koniunkturalistami i z dala od niedźwiedzich przysług starszego brata dzieło swojego życia. Jak na razie jednak, bezwzględny alkomat Screenagers wskazuje sześć promili i nawet kroplówka z etanolu nie sprawi, że Beady Eye osiągną bardziej satysfakcjonujący dla siebie wynik. Są granice, których przekraczać nie wolno. Z drugiej strony, uważni obserwatorzy scenicznych poczynań Gallagherów, z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć mogą, że lada moment Noel upubliczni zestaw piosenek najzwyczajniej w świecie lepszych i w pewnym sensie dużo bardziej strawnych. Cokolwiek by się nie działo, pozostańcie z nami. Już po krótkiej przerwie ciąg dalszy magazynu „Uwaga! Pirat”.

Bartosz Iwański (24 marca 2011)

Oceny

Bartosz Iwanski: 6/10
Kuba Ambrożewski: 5/10
Średnia z 3 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Wybierz stronę: 1 2
Gość: tvvojstary
[12 kwietnia 2011]
Ten wpis to apel do władz tego serwisu i całej społeczności...

dajcie reckę epki FL z Neon Indian, to z przyjemnością będę ciągnął dyskusję dalej, bo imho ma potencjał na wyjście poza hejterzenie i inwektywy

a swoją drogą ego Lajama by chyba eksplodowało z bólu jakby się dowiedziało, że w dyskusji na temat jego płyty nie gada się o nim tylko o Coynie....
Gość: kostucha
[11 kwietnia 2011]
haha, byłem tutaj 2 dni po wpisaniu komentarza i cisza była :)

\"Może to kwestia różnic w poczuciu humoru - o czym trudno dyskutować - ale zachodzę w głowę jak kilka niewinnych uszczypliwości, układających się notabene w całkiem zabawny leitmotiv recenzji, można rozdmuchać do rangi manifestu. Ja tam się uśmiechnąłem. Zwłaszcza, że ocena tak pozytywna, jak tylko może być w tym przypadku <beknięcie> \"

liam gallagher to zapijaczony debil - zajebisty lejtmotiw naprawde. ogolnie recenzja sprawia wrażenie napisanej na siłę a przecież \"jak nie masz nic do powiedzenia to mów niewyraźnie\" cytując klasyka.

http://www.youtube.com/watch?v=dnDvNImEeOg

3 słowa: attitude, cool & funny (djudy, które na co dzień zaczytują się w \'pamiętnikach\' paska niech sobie oblookają w słowniku)

koncert flaming lips -tu mam podobnie jak nowicki. jedna z koncertowych traum zycia. ktos tu przywoluje gig art brut , sorry mała ale lekkosc dowcipu +te wszystkie jakże fajne/trafne socjokulturowe komentarze eddie argosa przy beknieciach coyna to jak kabaret starszych panów vs koń polski. oczywiście polskiego fanbejzu to nie mierziło ani trochę i po każdym \"yoyoyo motherfuckers listen to me!!!\" 2 na 3 obowiązkowo musiało wyryczeć \"wwoooooooooooooooo!!!!!!!\" .a ja tam biedny stałem w tym czołobitnym tłumie modlących się :((
Gość: Marcin Nowicki
[11 kwietnia 2011]
Niezbyt rozumiem - dlaczego miałbym hejtować Swans czy Yo La Tengo? Ja nawet nie hejtuję Flaming Lips, a kilku rzeczy Modest Mouse słucham z dużą przyjemnością. Nie o tym mowa. Zupełnie uprzejmie przestrzegam przed takim pochopnym tworzeniem sobie mojego obrazu, "Nowicki to, Nowicki tamto". Możecie zostać srogo rozczarowani. Nadal zwracam uwagę na fakt, że tylko 2-3 osoby wpisały się tutaj pod swoimi nazwiskami. "Szpakowski, gdzie jest ta Legia?" (od razu mówię, że nie kibicuję żadnej polskiej drużynie).

@Bartosz

Bardzo chciałbym zakończyć, bo nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Proponuję postawić barierki <żarcik>.

EOT, z mojej strony
bartosz i
[11 kwietnia 2011]
Ja bym jednak bardzo prosił, aby - ze względu na szacunek dla Liama Gallaghera, o który ktoś tutaj przecież apelował - zakończyć tę jałową dyskusję albo przenieść się z nią w inne miejsce. Gra konwencją/potencjalne upośledzenie Wayne\\\'a Coyne\\\'a, preferencje muzyczne Marcina Nowickiego oraz postać Czarka Mończyka - wszystko fajnie, ale serio pod recenzją Beady Eye?
Gość: @all
[11 kwietnia 2011]
odpusccie, nowicki pewnie hejtuje bohren & der club of gore, swans i yo la tengo. alternatywna alternatywa!
Gość: Marcin Nowicki
[11 kwietnia 2011]
Ciekawe rzeczy, bo pamiętam, że podszedłem na The Horrors pod scenę i po 2-3 numerach znudzony odszedłem zjeść obiadd. Nie wiem, może w klubach lepiej sprawdzają się. Mimo, że płyta ostatnia bardzo bardzo.

Art Brut - świetny koncert, choć oparty na prostych składnikach. Lepsze to niż farbowane lisy czy wydumanki (o tym za chwilę).

Także klasyczna półprawda. Nie wiem skąd te wieści (tzn. domyślam się, coś kojarzę :-&).

Na pewno nie doznawałem na takim Zs, bo równie dobrze mógłbym słuchać brzęczących butelek w torbie, podczas wynoszenia ich do śmieci. Pretensjonalny pseudo art a także szablonik Monsters of Folk (polecam, hehe: http://en.wikipedia.org/wiki/Monsters_of_Folk_%28album%29) - nie, podziękuję za tego typu fenomeny.

Kasia, kupiłaś&chwaliłaś ostatniego Gawlińskiego i ostatnie Rotary + szydziłaś z chill wave, pamiętasz?

Każdemu, kto posługuje się takimi populistycznymi wytrychami, polecam przygotowanie własnych list ulubionych płyt z wszystkich czasów. Z ewentualnymi opisami. Wtedy wyłazi, kto na ile kuma i jakie ma ew. horyzonty. Oraz czy de facto zna i ogarnia jądro tematu, czy tylko snobuje się na coś. Właśnie kończę taki obszerniejszy wpisik na swój żałosny blog. Zapraszam za kilka dni. Możecie mi zrobić nalot w komentarzach.

'nie karm trolla' - kolejna figura z automatu: Ktoś obszernie wpisuje się, kwestionuje i nie podziela szerokiej zajawki = TROLLING. Nie ważne przecież, co pisze. Ważne, że pasuje do tej jakże oświeconej definicji.

"i widzę tylko te twoje kapelusze, jak statki na niebie"




Gość: @kasia
[10 kwietnia 2011]
nie karm trolla, niech se lubi, who cares
Gość: kasia
[10 kwietnia 2011]
tu nie ma co dyskutowac z marcinem nowickim to czlowiek ktory doznaje na koncercie art brut i the horrors
Gość: @@
[10 kwietnia 2011]
wez juz sie zamknij powiedział zakamuflowany darek kaliszanin z lipnicy świat zamilkł
Gość: Maciej
[10 kwietnia 2011]
A co ma Coyne do Oasis? Chyba tylko 2 pierwsze posty mają tutaj sens.
Gość: ??
[9 kwietnia 2011]
wez juz sie zamknij
Gość: Marcin Nowicki
[8 kwietnia 2011]
@ziew

Fair point!!

Natomiast byłoby mi aż głupio, gdybym nagle każdego przekonał. Zupełnie nie o to chodzi. Oczywiście, że mam takie zdanie, jakie przedstawiłem, ale PRZEDE WSZYSTKIM dlatego wystawiam się tutaj frontalnie na jakieś ataki i do znudzenia bronię takiej perspektywy, aby:

A) wbić szpilę w owczy pęd, którego nie znoszę (tak, uważam, ze wiele osób przeczytało, że musi uwielbiać FL oraz WC i uwielbia, nie będąc w stanie sklecić dwóch ciekawych zdań uzasadnienia)

B) przypomnieć, że popkultura to również błyskotliwy spór, poczucie humoru, przepisywanie historii na nowo, samodzielne myślenie, wyobraźnia wykraczająca poza modę sezonu etc - coś o czym nasza hipsterka ma tragicznie niewielkie pojęcie.

Jak dla mnie INXS/Crowded House > Modest Mouse i zrobię sobie chyba taki t-shirt.
Gość: ziew
[8 kwietnia 2011]
sorry, ale jak niby przekonywać kogoś kto (przykładowo) przeżył swój koncert życia, że to jednak chujowy i infantylny spektakl. totalnie subiektywne sprawy
Gość: MP
[8 kwietnia 2011]
@Marcin Nowicki,

Odnoszę wrażenie, że tracisz czas. Nie przekonasz ich. Chociaż oczywiście masz 100% racji. Cyrk to cyrk, niezależnie kto jest dyrektorem.
Gość: Marcin Nowicki
[8 kwietnia 2011]
(żeby nie było tak komercyjnie - Agnieszka Koziołek z Big Brother Bitwa i Gracjan Roztocki z IDOLA - zwróćmy uwagę na nieskrępowany + obrazoburczy lot tych postaci, robili co chcieli!!!)
Gość: Marcin Nowicki
[8 kwietnia 2011]
A ja myślałem, że to tak samo jak z Tadeuszem Drozdą, Pawłem Kukizem, Ziggim Chajzerem czy Krzyśkiem Ibiszem (i miliardem innych postaci z całego globu). Spójrz na tego ostatniego przykładowo - jest obiektem zmasowanych drwin, a to po nim spływa i kiedy lecą kolejne szyderstwa na jego temat, on ma to centralnie w ...., właśnie wychodzi z kliniki, gdzie osiągnął dziś wygląd 9latka, za chwilę nagra czołówkę nowego programu 'Opowiedzcie Nam o Swojej Dobrej Kondycji'...

Innymi słowy - czy całą zajebistą wartością samą w sobie może być to, że ktoś ...robi to, co chce? Zważ, że Twój opis pasuje mniej więcej do jakiegoś miliarda ludzi. Stachurski też ma gdzieś Wasze drwiny. Cezary Mończyk też robi, co chce... Wybacz, że skupiłem się na naszym podwórku, ale cholernie lubię to podwórko.
Gość: kkk
[8 kwietnia 2011]
właśnie cała zajebistość coyne\'a polega na tym, że w momencie gdy marcin nowicki go dissuje w komentarzach, on pstryka nagie zdjęcia żonie na twittera i robi swoją podobiznę z żelatyny. gość po prostu robi to na co SAM ma ochotę, a czy to kupujesz i czy cię to bawi to twoja sprawa. nie wiedziałem, że to może być dla kogoś nieczytelne, pis jou.
Gość: Marcin Nowicki (R)
[7 kwietnia 2011]
Ja tego poniżej o disco-polo tutaj nie wpisywałem. Choć to moje słowa. To co, teraz poleci sto wpisów 'Marcin Nowicki'? Get brains!

@tvvojstary

No a ja jednak myślę, że pojechałem i nie sądzę, bym czegoś nie zrozumiał. Czym innym są płyty FL, z bardzo udanym "Embryonic" z brzegu, czym innym jest sceniczno-medialna kreacja WC z ostatniego sezonu (ostatnich sezonów?).

Błagam, czego niby nie zrozumiałem? Nie cierpię wygłupów na zasadzie 'tu sobie banieczkę mydlaną do kamery puszczę, tam w wywiadzie przebiorę się za sowę, a na twitterku dla odmiany wkleję zdjęcie martwej sarny i podpiszę 'GOSH!'. Dlatego, że to za łatwe i niezbyt zabawne. Głupawka. Po prostu? Plus powtarzam - nawijka gościa na Offie - co za bzdurolandia. Nigdy nie śmieszył mnie Zulu Gula:

http://statichg.demotywatory.pl/uploads/1263465713_by_Jerry88_500.jpg

Nie bawi mnie też Zulu Gula muzyki yndi i jego gigantyczna projekcja. Raczej kojarzy mi się z tym:

http://www.youtube.com/watch?v=96Qt76NmK7E

Proszę - wyjaśnij, czego nie zrozumiałem? Bo tak samo ja mogę powiedzieć, że nie rozumiecie wybitnego polskiego zespołu Kowalski. I nie będę wam tłumaczył, czego nie rozumiecie, bo ...wiadomo, że nie rozumiecie. O ludzie...

Devo, o których chwilę temu wspomniałem, to inna para surrealistycznych kaloszy. Oni grają po prostu rozmaite role i robią to naprawdę klawo, bez przeginania z parciem na ekran. Z tym się obcuje jak z Monty Pythonem, a nie z Zulu Gulą. Plus mają lepszego Twittera, haha.

Tak, Muppety kapitalne, ale jako Muppety.

Oraz czemu mówisz jako 'nikt - my - wszyscy'? Przeprowadziłeś ankietę?

Raczej napiszcie w końcu, czemu Wayne jest Waszym bohaterem. Zamiast doszukiwać się we mnie zbrodniczych intencji. Kocham wszystkich!
Gość: tvvojstary
[7 kwietnia 2011]
drogi Marcinie Nowicki

nikt z tobą nie polemizuje na temat imć Coyna, bo wbrew temu co zdają się sugerować twoje następne wpisy Coynowi nie pojechałeś, a jedynie dałeś świadectwo głębokiego niezrozumienia funkcjonowania wyżej wymienionej postaci.

Postaram się ująć rzecz zwięźle: dla każdego porównanie do Muppetów jest zaszczytem, ci którzy tego nie rozumieją, nie są go godni.

mam nadzieję, ze ta skrótowa metafora wystarczy

peace, love etc. a teraz wszyscy sobie zapuśćmy this here giraffe
Gość: Marcin Nowicki
[7 kwietnia 2011]
Debilizm tego pokolenia jest smutniejszy niż nakład wszystkich kaset disco polo.
Gość: Andrzej Supron
[7 kwietnia 2011]
I podwyżka cen cukru to też Nowicki!
Gość: pszemcio
[7 kwietnia 2011]
Marcin Nowicki bliski jest stanu, w którym pokłóci sie sam z sobą
Gość: Marcin Nowicki XVII
[7 kwietnia 2011]
@dixie-NARCo

Przyznam, że taki tryb wydarzeń był jakże łatwy do przewidzenia. Podjeżdżam pod świętego Wayne\'a Coyne\'a (bo nawet nie pod muzykę Lips, o której wypowiedziałem się dobrze) - kilku osobom to się oczywiście nie podoba - zaczyna się podjeżdżanie pod \'Nowickiego - gostka, który ma zbyt wiele \'ale\' i myśli, że jest lepszy od wszystkich\' (bo uzasadnienia dlaczego Coyne w tej stadionowo-internetowej wersji jest rzekomo taki wyjebisty, wciąż nie przeczytałem, nikt nie pokusił się o skontrowanie moich zarzutów!).

Żyjemy w kraju, w którym niestety nadal wychodzenie przed szereg, własne zdanie oraz sarkazm powodują podejrzliwość i zarzuty o \'wożenie się\'. Za to jak spojrzeć po tych wszystkich Twitterach, Last.fmach i profilach Facebook rządzi szablon i infantylne pojmowanie popkultury na zasadzie kopiowania zajawek z 2-3 modnych portali oraz napieprzania o zripowanym z netu 8. sezonie \"Prawników Po Godzinach\". Ciekawe co Wayne Coyne musiałby zrobić, żeby ktoś z Was napisał \'gość zaczyna żenować\'? Jakby wystąpił w \'Jackassie\' - już żenadka czy nadal boss bez skazy?

Nie wiem, od zarania kultury popularnej sardoniczne komentarze ludzi o silnym ego były nieodłączną częścią całej tej zabawy. Sardoniczne, przy czym to musi wszystko płynąć - masz toporną gadanę, nie odzywaj się, PROSTE. Jeśli nie potraficie się w to bawić i macie problem z tym, że ktoś nie zamula o zajebistości Sigur Ros czy Animal Collective, a wpisuje się w nieco innym tonie - może warto jednak nie komentować? Bo serio chwilami mam wrażenie, jakbym stał na korytarzu w przeciętnym polskim ogólniaku, a nie przebywał na portalu dla inteligentnych, błyskotliwych ludzi kwieciście rozkochanych w wielowymiarowym świecie popkultury.

Wolałbym już nie wracać do tego wątku.

Gość: Narc
[6 kwietnia 2011]
Ludzie odpuście sobie. Przecież już wiadomo kto jest zajebisty i nikt poza nim nie ma szansy wygrać.
Gość: Marcin Nowicki
[6 kwietnia 2011]
Irytuje mnie coś takiego, kiedy nagle pojawia się jakiś anonim i czepia się nie wiadomo w zasadzie czego, ale na pewno kieruje to pod moim adresem i niemal topi mu się pod palcami klawiatura. A to wszystko w reakcji na kilka ironizujących zdań na temat jakiegoś tam prestidigitatora. Ja nie mam dystansu czy ten ktoś?

Natomiast reakcja z mojej strony taka nie inna, bo niestety nie pierwszy raz okazuje się, że prędzej w dyskusji udział weźmie trzech tchórzliwych harcerzy, którzy boją się podać nazwiska, niż ktoś, kto nawet anonimowo, ale błyśnie poczuciem humoru oraz/czy wiedzą. W dyskusji z poważnymi ludźmi nigdy nie przeginam z zaczepkami, bo w jakim niby celu? Ostatecznie naprawdę nie o samą zadymę chodzi. Natomiast nie moja wina, że do błyskotliwej, mocniejszej wymiany zdań potrafi usiąść zaledwie kilku zawodników. Nuda i zgrzytające zęby.
Wybierz stronę: 1 2

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także