Ocena: 8

Evans Fernandez Gustafsson

Kopros Lithos

Okładka Evans Fernandez Gustafsson - Kopros Lithos

[Multikulti; 5 stycznia 2011]

Rozpatrując „Kopros Lithos” w kategoriach jazzu można sobie zrobić krzywdę, choć takie podejście poniekąd usprawiedliwia muzyczna proweniencja artystów. Wszelkie wątpliwości rozwiewane są już na starcie przez psychopatyczny wrzask Gustafssona i następujący po nim atak nerwowo wydobywanych dźwięków, więc nikt nie może stwierdzić, że nie został ostrzeżony. Trio oddaje hołd skrajnie intuicyjnemu podejściu do generowania muzycznych struktur, traktując improwizację jako rytuał wymiany energii, duchowego zjednoczenia, muzyczny ekwiwalent seksu. Aby to było możliwe, konieczne jest całkowite otwarcie na strumień doświadczeń i odrzucenie jakiejkolwiek cenzury emocji. Dlatego też zawartość albumu jest daleka od inteligenckiego pitu pitu akademickiej muzyki współczesnej, choć muzycy kierują się tu podobnymi pobudkami – poszukiwaniem możliwości ucieczki z terenów przynależących do klasycznych stylistyk. Destruktywne uczucia występują tu na takich samych prawach co filozoficzne refleksje – nic, co ludzkie nie jest im obce.

Najbardziej fascynujące są momenty największego stężenia agresji. Momentami trudno uwierzyć, że to, co brzmi jak występ Merzbowa w MTV Unplugged jest efektem gry na akustycznym zestawie: fortepian + trąbka + saksofon. Przeraźliwe ryki i kąśliwe świsty obu dęciaków osiągają maksimum siły rażenia pozbawione towarzystwa charakterystycznych dla hałaśliwego free-jazzu pochodów perkusji. Jej brak znakomicie kompensuje gra Agustiego Fernandeza produkującego industrialną rytmikę i wypełniającego niższe rejestry podszczypywaniem strun i obijaniem obudowy fortepianu. Zarówno kwaśne drony jak i bardziej wyrozumiałe dla uszu fragmenty utworów pełne są smaczków, których obecność ciężko jest umieścić w schemacie przyczyn i skutków – niemożliwe jest określenie, czy mamy do czynienia ze świadomymi bądź nieświadomymi nawiązaniami ze strony muzyków, czy tylko z fanaberiami wyobraźni podejmującej desperackie próby porządkowania nadmiaru informacji płynących z przypadkowych zestawień abstrakcyjnych dźwięków. Ujawniające się w sonicznej mgle formy potrafią przywoływać tak różne skojarzenia jak blues, ścieżka dźwiękowa czarno-białego thrillera, zmutowany breakbeat, odgłosy zarzynanych zwierząt czy zabawa zdezelowaną wiolonczelą. Świadomość daje się porwać dzięki balansowaniu pomiędzy skrajnościami niedopowiedzeń i ekstatycznego noise’u.

Na koniec wątek patriotyczny. Warto podkreślić, że płyta została wydana w Polsce i nie jest to efekt przypadku, lecz wytrwałej pracy wielu ludzi, którym leży na sercu dobro muzyki improwizowanej. „Kopros Lithos” to zapis koncertu, który odbył się w Poznaniu, ale każde większe polskie miasto może się pochwalić klubem, do którego regularnie zapraszane są gwiazdy zza granicy. Te przyjeżdżają chętnie, wiedząc, że zawsze mogą liczyć na gorące przyjęcie ze strony zazwyczaj licznej publiki. Nie bez znaczenia jest także reklama, jaką robią rodzimi instrumentaliści oraz liczące się sporym uznaniem wytwórnie, jak choćby Not Two czy odpowiedzialne za omawiane wydawnictwo Multikulti. To dzięki nim wszystkim dorobiliśmy się nad Wisłą sceny, która rodzi tak znakomite nagrania.

Mateusz Krawczyk (15 lutego 2011)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 8/10
Tomasz Łuczak: 8/10
Andżelika Kaczorowska: 7/10
Piotr Wojdat: 7/10
Średnia z 5 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: tele morele
[15 lutego 2011]
wow, świetny tekst

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także