Ocena: 6

Girl Talk

All Day

Okładka Girl Talk - All Day

[Illegal Art; 15 listopada 2010]

Jakiś czas temu, chcąc nie chcąc, znów wdałem się w jakąś pokraczną słowną przepychankę na temat współczesnego popu. Elitaryści żyją, dokładnie tak, jak mityczni Oni w moim ulubionym filmie Carpentera. Niby rok 2011 z coraz mniejszą uprzejmością dobija się do drzwi, a jednak wciąż nietrudno spotkać na swojej drodze ludzi, którzy bez żalu, ba, z dziką satysfakcją, cisnęliby workiem z muzyką popularną w kierunku najbliższego zsypu. Gregg Gillis tymczasem od paru dobrych lat nie tylko bez zażenowania przeczesuje wielką stertę bardzo zróżnicowanych odpadów, ale potrafi jeszcze wyczarować z nich zupełnie funkcjonalne i uniwersalne cudeńka, które ucieszą zarówno hołotę („dobra nuta”), jak i intelektualny patrycjat („och, postmodernizm”).

Na swoim najnowszym krążku Girl Talk zdaje się przekomarzać się z innym bohaterem sceny mashupowej, Erikiem Kleptonem: zbieżność tytułów z „24 Hours” nie jest chyba przypadkiem, z tym, że w odróżnieniu od tego koncept albumu, jak i wydanego na początku roku „Uptime/Downtime”, „All Day” sugeruje zabawę przez cały boży dzień. Gillis wyciska ile może z podstawowej formuły mash-upu: wokal rodem z hip-hopu lub r’n’b plus popowy podkład (heavy-metalowe i proto-punkowe standardy sprzed 40 lat chyba też należy tak traktować), ale jak wiadomo, najlepsza jest oliwa z pierwszego tłoczenia. Dyskoteka pana Gregga to jak zawsze niemal perfekcyjny technicznie miks oraz popis muzycznej erudycji autora – jedno i drugie nie będzie żadnym zaskoczeniem dla każdego, kto słyszał którykolwiek z jego poprzednich albumów.

Można więc być sceptycznym względem „All Day”, bo w końcu ile razy można bazować na tym samym pomyśle? Gillis wciąż tnie na kawałki swoje ulubione popowe piosenki i układa te puzzle w swoje kolejne albumy. Jednak muzyka rozrywkowa ma to do siebie, że zmienia się jak w kalejdoskopie, co w pewnym stopniu wpływa również na twórczość Girl Talk. Na tegorocznym wydawnictwie możemy wyłapać mnóstwo sampli z przerysowanego, hedonistycznego electro-popu serwowanego przez Lady Gagę czy Ke$hę, który stanowił przecież siłę napędową wszystkich playlist w komercyjnych rozgłośniach radiowych czy telewizyjnych.

Nie potrafię nie rozpatrywać płyt Girl Talka w kategoriach – raz zabawnego, raz nie, ale jednak – żartu. Można go sobie zepsuć, wchodząc na Wikipedię albo WhoSampled.com przed wysłuchaniem krążka, można też dać się zaskoczyć i wtedy bywa śmiesznie, ale często – jak to bywa z żartami – bawi to tylko raz. Zresztą, może to tylko ja, ale mam wrażenie, że fragmenty poprzednich dwóch albumów składały się z większej liczby warstw. Tutaj wszystko jest dłuższe i wydaje się ciągnąć niczym guma przylepiona do podeszwy. Szalona galopada „Night Ripper” zastąpiona została mozolnym budowaniem imprezowego nastroju. Dobór sampli też budzi zaniepokojenie swoją relatywną oczywistością – „All Day” próbuje wycisnąć ostatnią kroplę świeżości z takich evergreenów, jak m.in. „Creep”, „Can’t Get You Out Of My Head” czy „Where’s Your Head At”, co można by wybaczyć początkującemu amatorowi, lecz czołowemu zawodowcowi świata już nie do końca uchodzi i pachnie pójściem na przysłowiową łatwiznę. A może po prostu Gillis wyprztykał się już z najlepszych motywów? Nudzi mnie Skee-Lo na podkładzie T’Pau (a mnie nie). Ale z kolei Black Sabbath + „Move Bitch” na wejście = miłość.

Klasę albumów Girl Talk nauczyliśmy się mierzyć nie liczbą fragmentów dobrych, a highlightów marszczących nam skórę na karku. Tych drugich jest na „All Day” mniej niż na obu obsypanych deszczem pucharów poprzednikach. Lecz wciąż to album, na który trudno się gniewać, bo widzicie, każde spotkanie z Foxy Brown nawijającą do „In Your Eyes” Pana Piotra albo Dominique Young Unique zawłaszczającą „Our House” Madness – by sięgnąć po przykłady ze ścisłej czołówki „All Day” – cieszą równie mocno, co impreza sylwestrowa w restauracji Wulkan. A to przecież już wkrótce.

Oceny

Bartosz Iwanski: 6/10
Kuba Ambrożewski: 6/10
Mateusz Krawczyk: 6/10
Paweł Gajda: 6/10
Mateusz Błaszczyk: 5/10
Średnia z 5 ocen: 5,8/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: boy silence
[6 grudnia 2010]
nawet nie wspomnieliście o swoich ulubieńcach Black Eyed Peas/will.i.am? ;)

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także