Warpaint
The Fool
[Rough Trade; 25 października 2010]
Lądując na okładce NME Emily, Theresa, Jenny i Stella zostały przypudrowane „na gotycko”. Wątpliwy zaszczyt zdobienia brytyjskiego tygodnika w ten właśnie sposób jest jednak wyjaśnia chęć wizualnej promocji zespołów składających się wyłącznie z przedstawicielek płci pięknej. Przeniesiona w świat linków i obrazków, pozostała przy życiu garstka osób usiłujących zarabiać na opisywaniu nowych muzycznych zjawisk, potrzebuje atrakcyjnych pań, które łatwiej będzie wypromować pokazując ich wdzięki. Wszakże na Sleater-Kinney i Electrelane nie można już liczyć.
Ten wstęp mógłby być doskonałym początkiem recenzji dezawuującej zachwyty w innych publikacjach, nie taki jednak jest jego cel. „Mroczny” wizerunek nadany grupie Warpaint przez NME wynika, jak mi się wydaje, z trudności w zaszufladkowaniu ich twórczości i szukania na siłę porównań do innych artystów. Nagle zatęskniono za nowym albumem Polly Jean, przypomniano sobie o istnieniu Chan Marshall? Być może się czepiam, ale rozśmieszyły mnie teksty „Satanic Majestics” i „The New Queens Of The Underground”. Szczególnie pierwsze porównanie jest czysto marketingowe, niestety może także wprowadzić w błąd. Odniesień do stonesowskiej odpowiedzi na „Sierżanta Pieprza” nijak nie uświadczymy na debiutanckim krążku zespołu. Akcja promocyjna mająca na celu lans kalifornijskiej grupy na trudnym brytyjskim terenie przy pomocy tanich sloganów oraz publikacji mniej lub bardziej odważnych zdjęć dziewczyn nie okazała się skuteczna. Piąta dziesiątka na liście najchętniej kupowanych albumów to z pewnością słaby wynik. Promotorzy powinni raczej skoncentrować się na zawartości tej „łatwej w odbiorze ponurej płyty”.
W ciągu niespełna pięćdziesięciu minut Kalifornijki prezentują spójny pomysł na album zanurzony w oparach psychodelicznych odniesień. Niezbyt nachalnych i właściwie będących ozdobnikiem dla udanego przetworzenia innych inspiracji. „Tytułowy” utwór zespołu to wykorzystanie gitary przesiąkniętej stylem Roberta Smitha – bardzo podobny patent zastosował Corgan w „There It Goes”. Najciekawsze wykorzystanie wokalnych możliwości Emily i aranżacja mogąca posłużyć za doskonałą ilustrację do sceny spaceru po opuszczonym, industrialnym zakątku wielkiej metropolii w kolejnym filmie Davida Lyncha znajdziemy w „Shadows” – zwróćcie uwagę na serie werbla. Nieco odbiegającym od reszty, a przez to wyróżniającym się fragmentem płyty jest akustyczny „Baby” , minimalizm upiększeń doskonale wpisuje się jednak w depresyjny nastrój „The Fool”, a snujące się w tle chórki dopełniają ascetycznego wrażenia. W tym utworze zespołowi udaje się stworzyć „coś niczego” – ta niepozorność zastosowanych środków kreujących doskonałe kompozycje jawi się jako znak rozpoznawczy Warpaint.
Nie wydaje mi się celowe wymienianie mocnych punktów reszty piosenek, „Undertow” jest znany od dawna, więc pozwolę sobie tylko zwrócić Waszą uwagę na wielki atut „The Fool” jakim jest sekcja rytmiczna. W początkowych fragmentach większości utworów schowana za innymi instrumentami i śpiewem, a w dalszych częściach stanowiąca świetne uzupełnienie kompozycji. Dziewczyny nie popadły też w przesadę, jeśli chodzi o ilość materiału umieszczonego na debiutanckim krążku. Wydaje się, że dziewięć utworów stanowi optymalną liczbę utworów, kreujących nastrój i decydujących o intrygującym, niepokojącym charakterze całości.
Chociaż żaden z „The Fool” koncept-album, śmiało może on kandydować do miana jednej z najbardziej nastrojowych płyt roku. A żeby nie odsądzać od czci i wiary promujących Warpaint ze względu na ładne buzie artystek, muszę przyznać, że „zwiewne” zdjęcia dziewczyn wypadające z digipacku są niezwykle urocze.
Komentarze
[1 grudnia 2010]
a Wierzchowski akurat jest?popatrz w archiwum recenzji - co recenzowała Marta Słomka
a teraz przeproś
[1 grudnia 2010]
Ogólnie dobrze przyjęty - przez p4k,Wierzchowskiego i kogo?Internet nie kończy się na Pitchforku
Yeasayer dostał poniżej 7 (na p4k),a płyty projektów kolesi z SR zawsze tam dostawały dobre oceny (Wolf Parejdy i Handsom Fursy)
Wąty to ty masz,chłopcze,bo bronisz tych ocen zawzięcie strasznie.Jątrzysz się jak panienka.
[1 grudnia 2010]
Zresztą to ty pieprzysz z tym przestrzelaniem. Średnia dla \"Suburbs\" na Screens jest względnie dobra, nie aż tak odległa ocenie Witka. Na świecie też zostało przyjęte dobrze. Idź powiedz typom z Pitchforka żeby wyjebali Cohena, bo dał AF 8.6. Podobnie rzecz się tyczy \"Dragonslayer\". Chyba tylko ty tu masz jakieś wąty.
[1 grudnia 2010]
To,że ktoś tu pisze o hh czy r'n'b to dobrze,różnorodność tylko uatrakcyjnia ofertę programową,bardzo dobrze,że są ludzie tacy jak Marta Słomka,ale aż głowa boli,gdy widzi się takie niezgodności
[30 listopada 2010]
Równie dobrze mogę sobie powiedzieć, że odstaje tu gość piszący o hip-hopowych płytach i powołać się na częśc redakcji, którą te krążki nie przekonują.
A jeszcze co do \"kuriozalnych\" ocen to nie widzę nic dziwnego w wybieraniu na przedmiot recenzji przede wszystkim płyt, które się podobają i które chce się wysoko ocenić.
[30 listopada 2010]
[30 listopada 2010]
Arcade Fire - 8/10
Sunset Rubdown - 8/10
Yeasayer - 8/10 (!!!!!)
Decemberists - 8/10 (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!) gdzie prawie cała redakcja nie zgadza się z oceną
a to tylko ostatnie z ocen
Rozumiem,że autor ciągnie tutaj majdan od początku chyba,ale komuś,kto się wcale nie rozwija powinniście dawno pokazać czerwona kartkę.Nawet jeśli chodzi na piwo z naczelnym,a z resztą regularnie grywa w kręgle