Bryan Ferry
Olympia
[Virgin; 25 października 2010]
Podczas gdy kolega Eno przynajmniej stara się udowodnić, że wciąż można, kolega Ferry roztacza posępny cień wątpliwości. „Olympia” dwoi się i troi by być kolejnym „Avalonem” i choć nie łudziłem, że to będzie ważna płyta, NA BOGA, jak to jest, że na starość niegdysiejsi wizjonerzy zupełnie tracą rozeznanie, co uchodzi, a co już nie? Smutne to, bo przecież istnieje punkt styczny, jakaś logiczna ewolucja, na której końcach stoi „Avalon” – z jednej strony – i „Olympia” – z drugiej. Ferry, dawniej król szyku, rasowy playboy, teraz brzmi jak spocony satyr; kiedyś brzmiał elegancko, dzisiaj – muskularnie, a tłem właściwym dla jego pojękiwań wydaje się przyjęcie imieninowe rosyjskiego oligarchy, właściciela GAZPROMu, kopalni diamentów, czy kogoś takiego. Nie bronią się tu ani kompozycje, ani produkcja, która – paradoksalnie – od chwili nagrania tego albumu zestarzała się dużo bardziej niż „Boys And Girls” przez 25 lat. Np. „Shameless” to Ferry emulujący najbardziej parszywe momenty ostatnich dokonań Depeche Mode i sprzedający je jako *nowoczesną* muzykę, co może budziłoby litość, gdyby nie fakt, że „Growing Up” Petera Gabriela (tak, dokładnie tak…) robiło to samo 7 lat wcześniej z lepszym skutkiem (!). Albo „Song To The Siren” (tak, dokładnie tak…), które… Albo i nie. Uwierzcie mi: nie sączę jadu kierowany uprzedzeniami; ja na ogół cenię sobie pierwiastek MIESZCZAŃSTWA w muzyce, ale „Olympia” to nie jest, wzorem „Avalon” (czy nawet przeciętnego „Bête Noire”), mieszczańska płyta. „Olympia” to jest nowobogacka płyta z gitarowymi popisami w miejsce wystającej z butów słomy. W tym nieszczęściu dostrzegam jeden pozytyw – że się ono nie wydarzyło pod szyldem Roxy, jak pierwotnie planowano.
Komentarze
[9 stycznia 2012]
lol, ukryte zdolności :)
[9 stycznia 2012]
Nie uważam tej płyty za wybitną, ale też nie sądzę, żeby zasługiwała na takie aż potępienie. Zasługuje na solidną 5., o ile nie 6., chociażby za 'Shameless' i 'Reason or rhyme'. Wiadomo, 'Boys and Girls' to to nie jest, ale jest to nadal Bryan Ferry w swoich charakterystycznych klimatach. No i te garnitury! Chłopcy, noście garnitury!
[21 marca 2011]
I koleś, po prostu obrażasz tutaj Ferry'ego, a tę wypowiedź pewnie niedługo usuniesz. I powiem ci, że jest tu kilka, przynajmniej kilka dobrych numerów (Heartache By Numbers, BF Bass, Reason or Rhyme) i to że ich nie słyszysz świadczy tylko o tym, że muzyk z ciebie taki, jak ze mnie milioner.
I ten portal ma za cel jedno: obrażanie i wymyślanie starych muzyków i gloryfikowanie nowego pokolenia artystów. Tyle tylko że gówno warci są właśnie ci młodzi, zresztą tak samo jak ten durny serwis.
[30 listopada 2010]
[29 listopada 2010]
Tak więc powiedziałbym raczej "NC zatoczył pełne koło".
[29 listopada 2010]
nick cave? cheater slicks?
[29 listopada 2010]
Nowy Bryan Adams zatytułowany "Bare Bones", może o to chodzi?