Jazzpospolita
Almost Splendid
[Ampersand; 2 października 2010]
Środowiska muzyczne niemające wiele wspólnego z jazzem i jego okolicami dały zeszłorocznej EPce warszawskiego kwartetu wysokiej wartości kredyt w formie wstrząsająco pozytywnych not i pochlebnych recenzji. Jazzpospolita zostali okrzyknięci nadzieją białych, a kilku opiniotwórczych dziennikarzy znacząco przyczyniło się do tego, że na debiut długogrający czekaliśmy z niekłamaną niecierpliwością. Może nie wszyscy, i nie każdy z równym entuzjazmem, ale towarzyszyło temu większe napięcie niż w przypadku tegorocznych albumów dawno już uznanych marek w rodzaju Pink Freud czy Baaby. Mówiąc wprost, wokół Jazzpospolitej rozpętała się prawdziwa medialna burza, którą co rusz podsycały główne ośrodki szeroko pojętego niezalu.
To, co panowie zaprezentowali na swoim poprzednim wydawnictwie, okazało się stylistyczną mieszanką, która przy sprzyjających okolicznościach idealnie wpasowałaby się w gusta jazzowych konserwatystów (bez urazy!). Nie świadczy to jednak o ogólnej słabości, czy zbyt mocnym przywiązaniu do jednego słusznego wzorca. Połączenie elementów fusion, dubowych pogłosów i post rocka w stylu Tortoise, czy dajmy na to Pivot, po wyparciu wszelkich radykalnych rozwiązań i oddaniu pałeczki pierwszeństwa kompozycyjnej przystępności, trafiło głównie do tych, którzy przedkładają powierzchowne słuchanie różnej muzyki nad dogłębną fascynację jednym konkretnym nurtem. Podobne zjawisko mogliśmy zaobserwować kilka lat temu z wrocławskim duetem Skalpel – tyle że na szerszą skalę. Nu jazzowy projekt może być zresztą niezłym wykładnikiem tego, co prezentuje Jazzpospolita. Oczywiście Igor Pudło (jego solowa płyta właśnie ukazała się nakładem Ninja Tune – pod szyldem Igor Boxx) i Marcin Cichy osiągnęli sukces dzięki znakomitemu pomysłowi (i jego realizacji) samplowania polskiego jazzu z lat 60. i 70. W przypadku bohaterów tej recenzji mamy do czynienia ze znakomitym obeznaniem w temacie, w końcu to wyuczeni instrumentaliści. Chillująca i niezobowiązująca atmosfera jest jednak wspólnym mianownikiem jednych i drugich; sprawia jednocześnie, że pomimo innych środków wyrazu, może korespondować i współgrać na tej samej płaszczyźnie i w podobnych warunkach.
O samej płycie niewiele, bo i też większe zmiany trudno wynotować. Można to oczywiście zapisać in minus, ale „Almost Splendid” to po prostu kontynuacja obranej drogi. Koktajlowy jazz, którego silną stroną są gitarowe układanki Przerwy-Tetjmajera i wspomniane już wcześniej nawiązania do innych nurtów, dawno nie miał się tak dobrze. Jeśli jednak nie słyszeliście zeszłorocznego wydawnictwa, to zacznijcie właśnie od niego. To tam czai się kwintesencja ich stylu, i to pozbawiona słabszych momentów.
Komentarze
[5 kwietnia 2011]
[27 października 2010]
[27 października 2010]