Madlib
Madlib Medicine Show, No. 8: Advanced Jazz
[Madlib Invazion; 31 sierpnia 2010]
Nie ma chyba we wszechświecie takiej osoby, która posiadałaby całą dyskografię Otisa Jacksona Juniora. Bardzo prawdopodobne, że nawet sam zainteresowany nie zadbał o to, by skompletować wszystko, co do tej pory nagrał, wyprodukował lub zmiksował. Idę o zakład, że nawet jeśli Madlib pieczołowicie odkładał taśmowo wydawane krążki, to dawno zabrakło mu już miejsca co najmniej w kilku pomieszczeniach. Ilość projektów, kolaboracji i Bóg wie czego jeszcze po prostu przerasta zdolności percepcyjne przeciętnego człowieka. Dla przykładu w tym roku nagrywał już jako Young Jazz Rebels, Yesterday’s New Quinet czy The Last Electro-Acoustic Space Jazz & Percussion Ensemble. Kalendarz ma zapełniony także na kolejne miesiące. Do tej pory nic nie wiadomo na temat, żeby dostał jakiejkolwiek zadyszki.
„Advanced Jazz” jest częścią ambitnego projektu pod tytułem „Madlib Medicine Show”. Każdy miks z tej serii przygotowany przez guru muzycznych podkładów, to nie tylko znakomity dobór sampli i nagrań z bogatej kolekcji płyt winylowych; to przede wszystkim genialny koncept, a więc myśl, której podporządkowany jest dany album. I tak, za nami już podróż do Ameryki Południowej („Flight To Brazil”), lekcja historii z oldschoolowych beatów z lat 90. („History Of The Loop Digga”) czy afrykańskiej polirytmii („Beat Konducta In Africa”). Tym razem Madlib zdecydował się oddać hołd prawdziwym ambasadorom jazzu. I wyszło mu to fenomenalnie.
Każdy utwór, sądząc po tytułach, poświęcony jest jakiejś postaci, czy to Milesowi Davisowi, czy Charlesowi Mingusowi, czy kilku innym wybitnym artystom. Muzycznie te podziały się jednak zacierają. Madlib wykorzystuje wycinki nagrań wyżej wspomnianych, a także m.in. Johna Coltrane’a, Erica Dolphy’ego i Pharoah Sandersa. Wzbogaca je (często zabawnymi) fragmentami wywiadów i koncertowej konferansjerki, czego przykładem są wypowiedzi Herbiego Hancocka na temat nierozerwalnego związku muzyki i narkotyków. Od czasu do czasu wzmacnia dramaturgię tego mixtape’u hip hopowymi beatami, rzadko jednak masakrując oryginalne wersje.
Wydaje się zatem, że płyta oparta jest raczej na jego nieprawdopodobnym wręcz osłuchaniu z muzyką jazzową, poczuciu humoru i czymś najbardziej nieuchwytnym, ale najważniejszym w tym wszystkim – ogólnym wyczuciu. Technika didżejska raczej schodzi na dalszy plan; trudno jednak bagatelizować sprawę i przypuszczać, że „Advanced Jazz” to tylko efekt zabawy faderami. Dla słuchacza nie powinno to być jednak specjalnie istotne. Liczy się efekt finalny, a ten przyciąga najbardziej filmową narracją. I doskonale spełnia rolę edukacyjną, zachęcając do sięgnięcia po oryginalne wersje wielkich świata prawdziwego jazzu.