The Radio Dept.
Clinging To A Scheme
[Labrador; 21 kwietnia 2010]
„Clinging To A Scheme”. Tytuł prawdę wam powie. Nowy album The Radio Dept. nie przynosi znaczącej rewolucji w porównaniu z poprzednimi dokonaniami Szwedów. Muzycy po raz kolejny rozrzucili na dywanie klocki z tego samego zestawu i próbowali złożyć je w sensowną całość. Podstawą konstrukcji znowu jest dream pop przełomu lat 80. i 90., shoegaze bliski Slowdive, wpływy New Order; pewną nowością są elementy The Tough Alliance i sceny madchester. Szkielet jest oczywiście solidną, choć cholernie wyeksploatowaną podstawą, więc pytanie brzmi: czy zespół jest w stanie obudować te fundamenty swoimi własnymi materiałami i wykończyć w atrakcyjny sposób? Czy dostajemy coś więcej ponad zbiór ładnych piosenek nieszkodliwie egzystujących na tyłach naszej świadomości?
Muzykę proponowaną przez The Radio Dept. umieściłbym gdzieś pomiędzy chwilą mentalnego zawieszenia, pościelą, a rozkojarzonym, ciepłym, deszczowym dniem. Jednym słowem: unfocused. Uwagę przykuwają dwa najbardziej pogodne utwory: „Heaven’s On Fire” i „Never Follow Suit”. Pierwszy z nich to hybryda powstała z „Step On” Happy Mondays, phoenixowych gitar i konsultacji ze Stuartem Murdochem (B&S). Z drugiej strony, spokojniejsze „Domestic Scene” i „A Token Of Gratitude” zdradzają całkiem spory potencjał w kreowaniu mglistych, pulsujących pejzaży. Ale to za mało, żeby wyrwać się z klubu zespołów grających miłe, delikatne piosenki, o których nikt nie będzie pamiętał. Dobrym podsumowaniem płyty może być parafraza linijki z „A Token Of Gratitude”: Yes I like you / but easy come, easy go.
Zastanawiający jest apel Thurstona Moore’a z filmu „The Year Punk Broke”, który rozpoczyna utwór „Heaven’s On Fire”: I think we should destroy the bogus capitalist process that is destroying youth culture. O nowej płycie The Radio Dept. możemy powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest konfrontacyjna i wywrotowa. Znam zamiłowanie lidera zespołu do chałupniczej produkcji, jego polityczne zacięcie, ale zestawienie takiego wezwania z tą muzyką zwyczajnie nie ma sensu. Nie jestem pewien, czy „Clinging To A Scheme” mogło być płytą bardzo dobrą, bo twórcze ADHD zespołu trochę mnie przeraża. Piszę kawałek piosenki, potem szkic nowej piosenki, nie kończę żadnej, biorę się za następną, nudzi mnie poprzednia, piszę nową, nudzę się, nowa... i tak 120 razy. Może to chłodna kalkulacja, że statystycznie rzecz biorąc w większej populacji łatwiej trafić na wybitne osobniki. Nie tym razem.