DJ Rashad
Itz Not Rite [EP]
[Planet Mu; 1 października 2010]
Rashada, weterana chicagowskiej sceny klubowej, różni od Nate’a większa hip-hopowość, choć sześć utworów na „Itz Not Rite” proponuje różnorodne podejście do juke’ów. Tytułowy kawałek to soulowa pętla przycięta i poklejona do szalonego bitu, będącego idealnym pomostem między juke’ami a hip-hopem. Patronatem tej imprezy są osiemsetósemkowe wtyczki do MPC 2000 – ulubione narzędzie juke’owych producentów. „Teknitianz” to chyba główny powód, dla którego Rashadem zainteresowało się Planet Mu – toż to zalatuje pokręconym dubstepem! „10 On Da Cush” to juke zbliżony do nate’owskiego, choć dużo mniej basujący (w ogóle na „Itz Not Rite” brakuje mi niskich częstotliwości). „Who Da Coldest” jest juke’ującym hołdem dla amerykańskiego techno, „Baby” to najbardziej basujący utwór w zestawie, z kolei „Rashad” to finał w postaci odlotu na planetę chorych psychicznie, z syntetycznym basem jako pilotem i soulującym ósmym pasażerem Nostromo, który dosiada się na poziomie trzeciej minuty. Uff, sześć kawałków, w zasadzie żaden niepodobny do drugiego.
O ile Nate łamie juke’owe schematy progresywnością, o tyle Rashad do rozbudowanej struktury dorzuca mniejsze zagęszczenie bębnów. Charakterystyczny tłum 808-owych stóp i tomów zastępują oszczędniejsze uderzenia, które bardziej akcentują, aniżeli wyznaczają właściwe tempo, zostawiając na tym polu miejsce dla sampli. Można się zdziwić.
„Itz Not Rite” sprawia wrażenie lekko przekombinowanego, przeciwieństwo do spójnego Nate’a rzuca się w uszy dość mocno. Ten eklektyzm może świadczyć o talencie Rashada, z drugiej strony – mogą to być wprawki w poszukiwaniu własnego stylu. Szereg nawiązań do klasycznych odmian muzyki klubowej/elektronicznej ucieszy smakoszy, choć lekko rozbija już i tak szaloną narrację EP-ki. Za dużo grzybów w barszczu? Może, ale to ciągle barszcz bardzo smaczny, a przede wszystkim – bardzo świeży.
Komentarze
[29 grudnia 2013]
[11 grudnia 2010]