Ocena: 6

Beat Connection

Surf Noir [EP]

Okładka Beat Connection - Surf Noir [EP]

[bandcamp.com; 6 lipca 2010]

Patenty na robienie chillwave’u są dwa: kolekcja zdjęć muzyków z dzieciństwa jako punkt odniesienia lub dostęp do internetu (ci od sposobu pierwszego też na pewno mają) i odnajdywanie fajnych, starych obrazków na stronach typu ffffound.com. Chłopcy Reed i Jordan są z Seattle, więc w ramach poszukiwania okazji do założenia przeciwsłonecznych okularów, złapania opalenizny i ucieczki od deszczowych dni z Kurtem Cobainem zasiedli przed laptopami i znaleźli. Szwedzki folder turystyczny „Bałtyk. Nasze tropiki.” AD 1983. Popatrzyli na szare, pochmurne niebo nad Północnym Zachodem, odpuścili sobie oglądanie pamiątkowej kasety z próbami jazdy na rowerze i zaczęli robić muzykę.

- To Volvo to zaraz wyleci za linie brzegową i odleci na Mauritius!

- A ta słomianowłosa rodzina grająca w piłkę plażową? Ślicznie! Tylko dlaczego ich domek jest sosnowy, a nie bambusowy?

Mamy globalne ocieplenie, więc tropikalne odloty w muzyce są jak najbardziej na miejscu. Na ulotkę z Nikaragui się niestety chłopcy nie natknęli (wojna, The Clash, zdjęcia pewnie czarno-białe), więc zamiast pełnoprawnego +35 st. C mamy importowane ananasy. Niby gitara zacina radosnymi pogłosami, czasem przebija się El Guincho, który wymienił papugi na bębenki High Places (najlepsze na całej EP-ce „In The Water” z rasowymi cymbałkami z Casio), ale jeśli nawet sampel klaskania kojarzy się z zajęciami popołudniowymi emerytów, to coś jest nie tak. Beat Connection nieco wymknęło się z chillwave’owego peletonu, odstawiając efekt ośmiośladowego szumu, a pozostając przy płaskiej jakości. Otwierający album „Sunburn” buja połączeniem surfowej gitary i plastikowego dubu, ale gdy włącza się coś przypominającego breakbeat, łapiemy się, że te palmy w tle to tylko tektura do zdjęć turystów. Szum morza tylko otwiera płytę, a powinien trwać ukryty w tle cały czas.

- Fantastyczna typografia!

- No, te cyanowe śródtytuły gotykiem niosą.

Wiadomo, nad morzem turysta chce wieczorem potańczyć, woda już zimna, więc stroboskopy się rozgrzewają. Ale chłopaki z Seattle odnosząc się do Modern Talking wystawiają się na zarzut chillwave’owego pozerstwa – nawet w sferze najgłębszych reminiscencji z USA do RFN jest po prostu za daleko. Zresztą w okolicach Bałtyku utknęli na dłużej – zamykający kawałek „Same Damn Time” to taki Kraftwerk grający na plaży w Malmö. Zastanawiające jest, jak bardzo można się zapędzić w poszukiwaniu analogowych wspominek. Wciągnięto nawet w ten freudowski spacer Petera Gabriela – uwalniając piosenkę „Mercy Street” od jego wokalu otrzymalibyśmy Beat Connection bez bitu, ale za to z fletem. I właśnie taneczna rytmika ratuję tę płytę od zakopania jej w dołku „fajny pomysł, ale muzyki nagrywanej w Audaciusie nie słucham”. Zestawienie teoretycznie karkołomne, bo od kokosowych marakasów, beachpopowej gitary i nibyhouse’u można utonąć, ale ładunek bezpretensjonalności jest tak wielki, że wakacje mogą być udane. Amerykanom ze Szwecją skojarzyło się Air France, więc polecieli.

- A w ogóle to ty wiedziałeś, że w Szwecji jest morze?

Beat Connection wzięło nazwę z kawałka LCD Soundsystem, pochodzi z Seattle, chciałoby mieszkać na Wyspach Kanaryjskich, a wylądowało niemalże pod palmą w Alejach Jerozolimskich. Frapujące w muzyce duetu jest poszukiwanie oddechu od mogącej przytłoczyć legendy sceny stanu Waszyngton, próba oddalenia się w czasoprzestrzeni. Jednak zamiast lądowania w brazylijskich tropicaliach czy afrobeacie chłopaki wolą tańczyć przy europejskim disco przysypanym egzotycznymi aranżacjami. O nieudolność teleportacji nie można obwiniać naprędce znalezionej w internecie grafiki, Szwedzi jednak mistrzami mohito i surfingu nie są. Koplowitz i Juenger zasłuchani w balearyczne bujacze w młodzieńczej brawurze popłynęli w trakcie tych wakacji nieco za daleko i, cóż, jeśli termometr wskazuje za niską temperaturę, to zawsze można włączyć farelkę.

Marcin Zalewski (26 sierpnia 2010)

Oceny

Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: 26
[3 marca 2011]
jakim to trzeba być idiotą, żeby mieszać to z czilłejwem. dobrze, że ten czas się skończył, bo na mózg [wam] rzucało

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także