My Morning Jacket
Sweetbees [EP]
[Wichita Recordings; 3 listopada 2002]
Przed wydaniem tej płyty My Morning Jacket było prawie nieznane nawet na Wyspach. Sukces trasy koncertowej promującej ich drugi album "At Dawn" sprawił jednak, że w sklepach pojawiło się sporo wcześniejszych wydawnictw oraz zupełnie premierowa EP-ka "Sweetbees", zawierająca wybrane nagrania z dorobku grupy. Można spokojne zatem napisać, że właśnie ta kompilacja stała się europejskim debiutem zespołu.
Muzyka chłopaków z Louisville odwołująca się do klasyki amerykańskiego rocka urzeka przede wszystkim pięknem. Fani Neila Younga i Songs Ohia będą zachwyceni. Ponieważ "Sweetbees" zawiera jedynie pięć piosenek pokuszę się o indywidualną ocenę każdej z nich..
'Lowdown' (10/10) Już pierwsze dźwięki i słowa "Lowdown Cheatin' Ain't No Need For Repeatin'.." zniewalają. Kiedy słucham tej piosenki, serce zawsze bije mi mocniej. Wspaniała pod każdym względem. Głos wokalisty paraliżuje.
'The Way that He Sings' (8/10) Podobna do powyższej. Nie przebija ideału, ale również porusza dogłębnie. Anielskie zaśpiewy Jima Jamesa i fajne gitarki.
'O Is the One that Is Real' (7/10) Najmniej "przebojowy" w tym zestawie, ale ładnie się rozwija. Oparty na prostym gitarowym motywie aż do wspaniałego finału.
'Come Closer' (8/10) Niesamowity klimat. Lekko jazzowy kawałek który nadawałby się idealnie do jakiegoś romantycznego kowbojskiego klubu złamanych serc. Miód w uszach.
'Sooner' (9/10) Przepiękny utwór na koniec krótkiej, ale niesamowitej płytki. Atmosfera zadymionego pubu w Meksyku. Wspaniała akustyczna gitara, bębenki i ten leniwie cudny refren "Sooner or later I'll come to see you".
Prosta matematyka daje średnią 8.4. W perspektywie premierowy album 'It Still Moves' i kolejne wspaniałe koncerty. Oby nie tylko w Stanach i na Wyspach.