Ocena: 6

Hackman

More Than Ever [EP]

Okładka Hackman - More Than Ever [EP]

[PTN; 7 czerwca 2010]

Hackman ma swój sposób na house’ową narrację: śmiało korzysta z ozdobników perkusyjnych, bardziej kojarzonych z UK funky czy nawet future garage, dorzuca do tego dzwoneczki i inne przyjemnie szklane dźwięki, niejednokrotnie całość okraszając wokalnymi samplami, przywodzącymi na myśl stare, dobre garaże z lat 90.

W dużo większym stopniu niż chociażby u Actress, w muzyce Hackmana jest miejsce na beztroską radość, którą najlepiej chyba wyraża numer tytułowy. „More Than Ever” oprócz charakterystycznego, lepkiego basu i krystalicznych przeszkadzajek, oferuje przede wszystkim rozśpiewane sample, zahaczające o brzmienia serwowane przez Sentinels, szczególnie o ich majstersztyk „Love Rythm”. Hackman wie, jak oddać uczucie, jakim można karmić się w letnie wieczory i ta beztroska nie schodzi mu z twarzy przez cały kawałek otwierający epkę.

Niejako bliźniakiem „More Than Ever” jest numer trzeci, „Gutterflower”, na pewno mniej beztroski, ale oparty na tym samym szkielecie brzmieniowym – funkujące perkusje, melodyjny ksylofon i pasaże wokalnych sampli. Charakterystycznie wilgotny bas, dodaje ciężkości, lekko balansowanej przez house’owe syntezatory. Jeśli ktoś sprawnie łączy elementy z kilku klubowych bajek w bardzo zgrabną i spójną pieśń przyszłości, to jest to na pewno Hackman.

Niejako odpoczynkiem od takich – wybiegających w czasie gdzieś do przodu – zabiegów, jest „Nobody Minds”, kawałek standardowo house’owy, przypominający, że dziedzictwo Haciendy żyje i w 2010 roku. Nie jest może tak rewelacyjny jak wyżej wzmiankowane wprawki future’owe, ale uzależnia bogatą aranżacyjnie końcówką – atak melodii przewidziany jest od okolic 4 minuty 40 sekundy, czyli niebezpiecznie blisko magii liczb.

Zamknięcie imprezy odbywa się w UK funkowej otoczce „Dusk”. Jest mrocznie i dosyć ciężko, pomimo pozornie jasnych wstawek. To jakby ten moment biby, kiedy DJ gra same harde rzeczy, by wyprosić ociągających się z wyjściem. Nie ma takiej możliwości, „Dusk” zbyt zachęca pląsów hipnotycznymi perkusjonaliami i najgłębszym basem na płycie. Nie mówiąc już o tym, że w tak ciężkim anturażu znalazło się miejsce na house’owe melodie, które na zasadzie kontrastu podkreślają wymowę tego parkietowego potwora, która na pewno nie brzmi „przybywamy w pokoju”.

„More Than Ever” najbardziej docenią chyba zwolennicy future’owego podejścia do brytyjskiej muzyki klubowej. Hackman ma swój rozpoznawalny styl, może trochę zbyt podporządkowany własnym, wypracowanym schematom – zarówno brzmieniowym, jak i strukturalnym – ale to ciągle styl świeży i – przede wszystkim – satysfakcjonujący. „Pistol In My Pocket” to niestety nie jest, ale to ciągle udana ucieczka od spranych, standardowych house’ów.

Paweł Klimczak (16 lipca 2010)

Oceny

Marta Słomka: 6/10
Mateusz Krawczyk: 6/10
Paweł Gajda: 6/10
Średnia z 4 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także