Ocena: 7

Local Natives

Gorilla Manor

Okładka Local Natives - Gorilla Manor

[Frenchkiss; 12 lutego 2010]

Od premiery płyty minęło już trochę czasu, a kwintet z Los Angeles zdążył pozbierać sporo komplementów pod swoim adresem. Zamieszanie wokół piątki z zachodniego wybrzeża ma swoje mocne podstawy: takiego debiutu mógłby pozazdrościć im niejeden singer-songwriter czy frontman kolejnego freak-folkowego zespołu. Fakt – w międzyczasie tyle się wydarzyło, posunę się jednak do śmiałego stwierdzenia, że puszczenie „Gorilla Manor” mimo uszu byłoby sporym przeoczeniem.

Wbrew pewnym wizualnym poszlakom (vide myspace albo choćby okładka) płyta czaszki nie rozsadza. Nie takie jest bowiem jej zadanie. Składowe „Gorilla Manor”: pierwszeństwo dla gitar, dużo silnej, porywającej (Pitchfork: hyperactive) perkusji, smyczki, pianino, przenikliwe harmonie wokalne. Nie potrzeba wielkiej erudycji, żeby tę całą mieszankę z kimś skojarzyć. Wejście do lasu i szeroko pojęty powrót do korzeni wciąż są przecież na czasie, wpływami folkowo-plemiennymi jesteśmy atakowani przez dziesiątki zespołów wyrastających dziś jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Przykłady nasuwają się mimowolnie. „Veckatimest” w sklepach jeszcze nie staniał, Fleet Foxes może i trochę pokryło się kurzem, ale przecież wciąż nie przebrzmiało, Yeasayer to mocny argument do pojawienia się pierwszego dnia w Babich Dołach nawet dla słuchaczy Japandroids, a Arcade Fire – tym bardziej w obliczu wyczekiwania nowej płyty – wciąż wywołuje silne emocje. Można więc postawić pytanie: skoro przebieramy w morzu wydawnictw stylistycznie pokrewnych, to dlaczego akurat oni?

Kartą przetargową osłuchanych w afropopie Local Natives są dobre pomysły na solidne, popowe melodie, którym nie grozi ani zarzut płytkości i banału, ani z drugiej strony przerost ambicji i, co za tym często idzie, przekombinowania. Za to wielki plus. Do tego przemyślane harmonie wokalne, które, jak sami przyznają, odgrywają dla nich bardzo istotną rolę. Różnorodność i chóralna wielowymiarowość to kolejny argument „na tak” – równie dobrze radzą sobie z plemienną ekstazą (zwrot akcji w świetnym „Sun Hands”), jak i subtelnymi wyznaniami miłosnymi („Cards and Quarters”). Patrząc zaś na całość przyznać trzeba, że każdy z dwunastu elementów tej układanki ma potencjał i cieszy bezpretensjonalnością. Do tego nie ma mowy o debiutanckim nieopierzeniu czy nieudolnym poszukiwaniu „swojego brzmienia” – ich pomysł na siebie jest jasny i klarowny: „Gorilla Manor” to obrazki z (udanych) wakacji, co „World News” potwierdza zresztą dzięki piknikowemu teledyskowi. Niebezpodstawnie otagowani na last.fm jako music i wanna hug but can not hug because it is music and you can not hug sounds tworzą piosenki równie ciepłe i ładne, co dobre. Tu singiel goni singiel. Przepięknie rozwijające się „Wide Eyes” na samym początku, niby tak strasznie wyeksploatowany, ale jakże urodziwie zaaranżowany motyw tęsknoty w „Airplanes”, rytmiczne „Camera Talk” brzmiące jak, nie przymierzając, wzbogacona o nienachalną sekcję smyczkową piosenka turystyczna z wyższej półki. Dla przeciwwagi słodko-gorzki cover Talking Heads, czyli zgrabna przeróbka „Warning Sign”. Z kolei w „Who Knows, Who Cares” ryzyko lirycznego przesłodzenia wakacyjnych wspomnień z pluskaniem się w górskich strumieniach i chwytaniem się za rękę ze smyczkami i pianinem przełamuje zdecydowana perkusja, by ostatecznie przerodzić się w może nieco pompatyczny, ale jednocześnie solidny gitarowy finał. Tak samo ujmuje niepozorne, naznaczone buckleyowską manierą wokalną „Cubism Dream” – przy czym teraz „tak rzeczywisty” nie jest już smell of your simple city dress, tylko widok imienia ukochanej on a small screen. Cóż, jakie czasy, taki romantyzm. A na koniec dostajemy najlepsze: przepiękne „Stranger Things” z pianinem w roli głównej i rozbudowaną sekcją smyczkową, a do tego refrenem gotowym do nucenia (i klaskania) i zamykające całość, płynące „Sticky Thread”. Może za pierwszym przesłuchaniem przepływa bezwiednie, a kolorów nabiera po jakimś czasie, ale takie sytuacje lubimy przecież najbardziej. Czy potrzeba jeszcze więcej argumentów?

Nie jest jednak ich misją strącanie kogokolwiek z piedestału (zresztą media powoli tworzą im ich własny). Może więc zamiast szukać na nich haczyków i smęcić, że „to wszystko już było”, sprawdzić potencjał ukryty na „Gorilla Manor” na własnej skórze.

Zosia Sucharska (4 czerwca 2010)

Oceny

Średnia z 4 ocen: 6,25/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Local Natives w PL
[26 marca 2013]
Local Natives już niedługo w Polsce :) https://www.facebook.com/halfwayfestival

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także