Broken Social Scene
Forgiveness Rock Record
[Arts&Crafts; 4 maja 2010]
„Forgiveness Rock Record” nie jest łatwą płytą. Nie chodzi tylko o sam jej kontekst, gdzie oto po latach spędzonych na krzewieniu solowych projektów, wraca kolektyw świetnych Kanadyjczyków z nowym materiałem, na który tak strasznie i tęsknie czekaliśmy. Sens nie w tym, że mieliśmy naprawdę wielkie oczekiwania: po połowie dekady i dwóch genialnych albumach liczyliśmy na coś równie wspaniałego. Przez ten czas wiele się jednak zmieniło, w związku z czym i percepcja dość stałego w swych muzycznych konstrukcjach Broken Social Scene musiała przejść lekką metamorfozę. Oni sami zaś zdają się opierać wszelkim burzliwym zmianom, jakie wokół nich zachodzą (albo już zaszły), konsekwentnie i dość kurczowo trzymając się brzmienia, które kiedyś bez większego zastanowienia nazwalibyśmy czystym indie w wydaniu północnoamerykańskim.
Broken Social Scene nie nagrywa słabych albumów i ich tegoroczny krążek stanowi tego mocne potwierdzenie. Jakkolwiek w porównaniu do dwóch wcześniejszych studyjnych wydawnictw, na „Forgiveness Rock Record” mamy więcej świetnego, ale jednak rzemiosła, to i tak w połączeniu z nieprzeciętnymi umiejętnościach poszczególnych muzyków kanadyjskiego kolektywu, otrzymaliśmy płytę tak solidną, że aż fajną, w którą wgryzamy się z ogromną przyjemnością. Nawet jeśli długość tego albumu nie jest najszczęśliwszym pomysłem, a jego zawartość jest pozbawiona aż tylu zapadających w pamięć fragmentów jak na „You Forgot It In People” czy self-titled z 2005 roku, to są tutaj wielkie momenty. Tak wspaniały, epicki hymn jak „World Sick” zdarza się Broken Social Scene chyba po raz pierwszy. „All To All” to jeden z najbardziej delikatnych i kobiecych numerów Kanadyjczyków, a o jego zwiewnej nośności zadecydowała nie Leslie Feist czy Amy Millan, ale debiutująca w składzie BSS Lisa Lobsinger. Ta druga utkała charakterystyczną dla siebie romantyczną, miłosną balladę w „Sentimental X's”. Rockowe na modłę późnych lat 60. „Water In Hell” też zdaje się być całkiem rześkim, fajnym pomysłem. „Forgiveness Rock Record” ze względu na szaleńcze wręcz bogactwo motywów, dźwięków, odwołań i inspiracji, które niekoniecznie współgrają z obowiązującymi trendami, pokazuje kanadyjską super grupę z bardziej atomistycznej strony. Przypomina, że Broken Social Scene tworzą znakomite indywidualności – to w ich wrażliwości i umiejętnościach drzemie siła brzmienia całego zespołu. Na „Forgiveness Rock Record” jednostkowe predyspozycje kanadyjskich muzyków liczą się nawet bardziej niż dotychczas.
Takich płyt jak ta się już nie robi, albo będzie się to dziać coraz rzadziej. Nie tylko dlatego, że coraz trudniej zebrać w jednym miejscu tak zacne grono artystów, którzy na co dzień żyją w różnych czasoprzestrzeniach muzycznych. „Forgiveness Rock Record” opiera się na strasznie archaicznym budulcu, bardzo klasycznych podstawach, te piosenki tracą myszką, są trochę staromodne i prostolinijnie sentymentalne, to wszystko gdzieś już kiedyś słyszeliśmy. Ten album bezczelnie zajmuje też nasz cenny czas. Ciągle jednak warto odrobinkę go poświęcić dla Broken Social Scene.
Komentarze
[28 maja 2010]
[28 maja 2010]
[28 maja 2010]
[27 maja 2010]
[27 maja 2010]
[27 maja 2010]
[27 maja 2010]
generalnie to moja druzyna i nawet płytę sobie kupiłem
[27 maja 2010]