Longview
Mercury
[14th Floor Records; 21 lipca 2003]
Ilekroć wracam do wydanej w lipcu debiutanckiej płyty Longview, nasuwają mi się skojarzenia z różnymi dobrymi kapelami ostatnich lat. Od Coldplay, Doves i Travis, po nasz rodzimy Myslovitz. Dobrze, że młodzi Anglicy szukają inspiracji u starszych kolegów. Źle, że czerpią z nich to, co już osłuchane i oklepane, nie dodając niczego od siebie. Pierwszego przesłuchania płyty "Mercury" w ogóle nie odczułem. Muzyka płynęła w tle, choć równie dobrze mogłaby to być pierwsza lepsza dźwiękowa sieczka z losowo wybranej stacji radiowej. Później okazało się, że da się wyłowić ledwie jedną perełkę. Kolejny "one hit band"? Wygląda na to, że tak.
Longview stara się poruszyć sercami słuchaczy (i chwała im za to), lecz niestety nie udaje im się osiągnąć tego celu (a zaznaczam, że do "niewrażliwców" i "zimnych drani" się nie zaliczam). Tuzinkowa aranżacja, banalne teksty, zużyte brzmienia. Czyli po prostu nic nowego, nic odkrywczego, nic ciekawego. Debiutancka płyta, jakich było i będzie wiele. A szkoda, bo wielu już dowiodło, że melancholijny nastrój piosenek potrafi przyciągać niesamowicie.
Próbując cokolwiek wyłuskać z albumu, zdecydowałem się w końcu na dwie propozycje. Pierwsza, to otwierająca płytę, "myslovitzowa" piosenka "Further". Melodia jest świetna, a słowa wyróżniają się na tle innych. Utwór jest spokojny i w gruncie rzeczy optymistyczny. "Further" to oczywiście w dalszym ciągu nic nowatorskiego, lecz nie nuży, i nie jest tak pospolity jak większość utworów na "Mercury". Dziewiąte miejsce na dziesięć, na liście przebojów ostatniego miesiąca. Polecam zapoznanie się z tą piosenką.
Druga moja propozycja, to "Falling Without You". Wokalista - Rob McVey - dał popis najbardziej powolnego i przeciągającego się śpiewu, jaki słyszałem od kilku dobrych miesięcy. Poza tym - pioseneczka przypomina stylem niektóre bardziej czułostkowe kawałki pop-rockowej kapeli 3 Doors Down.
Podstawowe pytanie wielu recenzentów brzmi: co sprawia, że z dwóch brzmiących podobnie gitarowych zespołów, jeden zyskuje miano "dobrego", a drugi już nie? Longview zalicza się niestety do tej drugiej kategorii. Nie pomogło mu ani występowanie jako support dla Athlete, ani wspólna trasa z Doves i Yeah Yeah Yeahs. Nieco żałuję, bo po usłyszeniu "Further" miałem nadzieję na jeden z ciekawszych debiutów tego roku... Może podczas melancholijnych, jesiennych i zimowych wieczorów wrócę do tej płyty. Podejrzewam, że obojętny nastrój chłodnych dni sprawiłby, że album Longview mógłby cichutko pobrzmiewać w tle. Lecz niestety, nie doda to ich muzyce ani charakteru, ani siły do przebicia się.