Delorean
Subiza
[True Panther; 15 marca 2010]
„Seasun” pozostaje ich piosenkowym arcydziełem. Prawdziwą maestrią w temacie bezpretensjonalnej, słonecznej melodii, perfekcyjną ekspozycją letniego feelingu. Na albumie Delorean, choć pozbawionym oczywistego punktu zaczepienia i momentu kulminacyjnego, ich esencja rozpłynęła się na dziewięć kompozycji i nieco ponad 40-minutową płytę. Recepta Hiszpanów zdaje się być dość prosta i w gruncie rzeczy banalna. Konstrukcja ich piosenek przypomina nieco tę z najlepszych albumów kolektywu Broken Social Scene – też opiera się na ścianie chybotliwych, gęstych dźwięków, które w swojej pozornej kakofonii za sprawą błyskotliwych połączeń tworzą nadspodziewanie klarowną całość. U Kanadyjczyków sens tkwił w ciężarze melodii, u Delorean liczy się lekkość i ulotność, która radowała nasze uszy u Szwedów z The Tough Alliance czy Air France i całym nurcie balearic. W zeszłym roku swojej ścieżki w tym kierunku szukał Jack Peñate, w tym znalazła ją kapela z Hiszpanii, która siłą rzeczy letnie klimaty musi mieć we krwi.
Już same tytuły kompozycji z „Subizy” wzbudzają tęsknotę za wakacyjnymi tygodniami. „Endless Sunset”, „Infinite Desert”, „Warmer Places” i od razu robi się cieplej na sercu. Na debiucie Delorean można znaleźć sporo chilloutu z zawadiackim groove'm, dużą dawkę optymizmu i radości oraz nieskomplikowanych, dość jednostajnie wyśpiewanych tekstów, które mają za zadanie przede wszystkim nie przeszkadzać melodiom. Niemalże w każdej kompozycji na „Subizie” słychać rytmiczne, duszne bębny, które prawie w całości budują plażowy klimat wieńczącego płytę „It's All Ours”. Z drugiej strony nie da się ukryć, że gdzieś w twórczości Delorean wiecznie żywe pozostaje wspomnienie zamaszystego, plażowego euro dance'u z lat 90. (takie „Endless Sunset” jest, w rzeczy samej, bardzo w duchu ostatniego Calvina Harrisa). Hiszpanie jednak ewidentnie mieli na siebie pomysł, potrafili stworzyć brawurowy klimat, który utrzymują na najwyższych obrotach przez całą płytę, dlatego nawet ich banalne rozwiązania urastają do rangi niesamowicie kreatywnych. Być może „Subiza” stanowi po prostu przetwarzanie jednego pomysłu na kilka sposobów, ale w konfrontacji z lekkością, urokliwością i przyjemnością muzyki Delorean to naprawdę nie ma większego znaczenia.
Komentarze
[8 maja 2010]
[7 maja 2010]
[7 maja 2010]
[7 maja 2010]