Mikołaj Trzaska
Dom Zły
[Kilogram Records; kwiecień 2010]
Już w świetnym przecież filmie ta muzyka gra jedną z głównych ról, a bez asysty obrazu robi równie duże wrażenie co wspomniane dziełko Smarzowskiego. Ścieżka dźwiękowa „Domu złego” jednak w dużo mniejszym stopniu przyprawia o nagłe rozstroje emocjonalne - tu szaleństwo przenoszone jest do kontrolowanej przestrzeni zakładu psychiatrycznego: produkty obłędnego umysłu są nieprzewidywalne i fascynujące w swej abstrakcyjności, ale okiełzane. Z drugiej strony bogato zdobiona forma może zostać w pełni doceniona dopiero solo: tam emocje niosły przede wszystkim wrzaski saksofonu, tu fragmenty pod dialogami będące ledwo zauważalnym elementem wystroju śmiało ujawniają swoje małe historie i kompozycje Trzaski za nic nie chcą zapisać się w pamięci tylko jako tło. Surowe i naturalistyczne dźwięki wydobywane z perkusji i wiolonczeli oraz niepokojące partie fortepianu tylko po części odpowiadają za psychodeliczną aurę płyty. Jej moc odświeżania percepcji kryje się w różnorodności środków (przewrotne nawiązania do popularnych form, syntezatorowe brzmienia, transujące zapętlanie fraz, cyfrowy szum – świadomie lub nie – podbity kompresją, beatbox!), które zestawiane są w nieoczywistych kombinacjach dając dużo satysfakcji uważnemu uchu. Muzyka momentami niemal tak totalna jak kiedyś holenderski futbol.