Pixelord
Lucid Freaks Pt. 1 & 2
[Error Broadcast Collective; luty 2010]
Według jakichś efemerycznych badań, dźwięk ośmiobitowy jest najprzyjemniejszym dźwiękiem dla ludzkiego ucha. Nie śmiem twierdzić inaczej, nie tylko ja zresztą – powrót ośmiobitowego brzmienia jest faktem. Dubstep zdradził Woblla, ale wpadł w ciepłe ramiona komputerowych trzasków. W hip hopie (poza poletkiem glitchowym, które już dawno nasiąkło tymi rozwiązaniami) dzieje się w tej materii też sporo, a inwazja stylistyk takich jak wonky czy skweee, która dokonała się na przestrzeni ostatnich lat, tylko dodaje rumieńców całej historii.
Pixelordowa EP-ka „Lucid Freaks” to cztery numery, które strukturalnie nie odbiegają od hip-hopowych standardów. Ot, kręcimy się wokół 90 BPM, brzmienie bębnów zostawiamy nietknięte od czasów funku. Dużo ciekawiej jest, gdy przeciągły bas i komputerowe piknięcia wyznaczają kierunek marszu – otwierający EP „Cartoon Friend” jest tego najlepszym przykładem. Przetrawione przez brzuszki efektorów sample dodają Pixelordowi nobliwości – szczególnie wokalny aspekt „Quartz Boy” trafia w sedno. Zresztą przypowiastka o chłopcu z kwarcu jest najlepsza na wydawnictwie i ujawnia potencjał na coś dużo, dużo większego. Z tym potencjałem u Pixelorda bywa różnie – odniosłem wrażenie, że bał się popuścić wodze wyobraźni i pójść krok dalej. Posłuchajmy choćby „Cybernatora”, który chciałby być potworem, ale na razie jest mały i niedojrzały – szkoda, bo przy większym szaleństwie miażdżyłby mniej więcej jak „Block” Broken Haze’a z pierwszej części składanki „Oscillations”. Oddajmy Pixelordowi sprawiedliwość – pierwszej części „Lucid Freaks” słucha się świetnie, a klimat cyfrowej dystopii nie opuszcza nas ani na chwilę. Słuchając moskiewskiego producenta widzę Batmana w słuchawkach, pochylonego nad Gotham, czyli jest dobrze.
Drugą część „Lucid Freaks” stanowią remiksy (aż 11!) i tutaj muszę użyć mniej ciepłych słów, co więcej – mniej słów w ogóle. Oprócz remiksu „Boss Worm”, który po spotkaniu z Jameszoo Roparrotem śmiało kroczy po ośmiobitowej wersji dirty south’u, niewiele się tu dzieje. Demokracy spróbował dopakować „Cartoon Friend” sterydami i wyszedł mu całkiem parkietowy osiłek, ale pozostali zbyt mało zmienili w samych numerach, albo po prostu stworzyli remiksy na pograniczu nudy. AshTreJenkins miał dobry, dubstepowy patent, ale wykorzystał go w ograniczonym stopniu, ten sam zarzut dotyczy Chocolate Girl – niby jest miło, ale brakuje tu większego pazura. Miłośnicy wonky będą wniebowzięci, innych raczej weźmie nuda. Dla kilku dobrych remiksów warto sięgnąć po drugą część „Lucid Freaks”, choć nie sposób oprzeć się wrażeniu, że z materiałem wyjściowym można było zrobić dużo więcej.
Obie części „Lucid Freaks” będą przyjemną przejażdżką dla amatorów połamanych, ośmiobitowych dróg, inni raczej poczują się znudzeni. Przy propozycjach Pixelorda bawiłem się lepiej niż z jego remiksowymi przyjaciółmi, ale nie mogłem uwolnić się od wrażenia, że przy większej odwadze całej paczki mielibyśmy do czynienia z wydawnictwem, które nie zginie pod nawałem jemu podobnych – z pierwszą ligą ośmiobitowego szaleństwa.
Komentarze
[21 kwietnia 2010]
[21 kwietnia 2010]