Ocena: 8

Toro Y Moi

Causers Of This

Okładka Toro Y Moi - Causers Of This

[Carpark; 4 stycznia 2010]

Spośród wszystkich wątpliwości, które spowiją chillwave, udało się póki co rozwiązać raptem trzy. Pewna jest nazwa (bardziej plastyczna i przyjazna użytkownikowi niż zaproponowany przez jajogłowych Brytyjczyków termin „hypnagogic pop”); ojca chrzestnego nurtu słusznie upatruje się w niezrównoważonej osobie Ariela Pinka, a nierówności nieudeptanej jeszcze ziemi – „zaoranej przez cały nurt muzyki balearycznej” jak sugeruje Kasia Wolanin – najlepiej pokonuje Chaz Bundick.

Nasz bohater, singer, songwriter, producer, multi-instrumentalist whiz-kid, ma 23 lata, pochodzi z Południowej Karoliny w Stanach Zjednoczonych, gdzie ukończył grafikę komputerową na stanowym uniwersytecie, ale dorastał w Nowym Jorku, kulturowym tyglu świata, co odbiło się na filipińsko-afro-amerykańskim rodowodzie i sympatycznie rozstrzelonym, rozsianym po sieci dorobku młodego artysty, który powtarza: I listen to everyone from Daft Punk to J Dilla, and everything from freak-folk to French House.

„Causers Of This”, długogrający debiut wydany pod pseudonimem Toro Y Moi (Bundick korzysta jeszcze m.in. z aliasu Les Sins) to przede wszystkim intrygujący zapis jakby terapeutycznych sesji o charakterze medytacji w formie „przelewającego się niczym gęsty miód” mikstejpu, ale i ekscytująca w kontekście krystalizującego się wciąż nurtu realizacja duchowych i technicznych – z braku lepszego terminu – założeń chillwave’u. Album sączy się niespiesznie, dźwiękowe plany, na przemian rozrzedzane i zagęszczane, przenikają się niczym morskie fale, łagodnie dokonując żywota na brzegu skąpanej w słońcu plaży. Sceneria ta, intuicyjnie wyprowadzana z twierdzenia, że woda to naturalne środowisko nurtu „sugeruje” relaksacyjny charakter muzyki, ale i niesie naiwną obietnicę przygody, sennej podróży poza realny świat, którego rozedrganie podkreśla nieco poszarpana faktura utworów i obfite operowanie pogłosem.

Na przestrzeni ledwie 33 minut zahukany Chaz o słodkim, świadomie wycofanym wokalu, chybotliwie orbituje bez cukru („Fax Shadow” z gorzkim wyznaniem sorry I couldn’t name the colour of your eyes) i bez celu w narkotycznej refleksji nad własnym życiem – vide „Thanks Vision” i chaotyczna spowiedź wieńczona zagubionym, po jacksonowsku enigmatycznym łkaniem Doesn’t matter, does it? – niejako „przy okazji”, kreśląc zajmujący (powracający motyw bulgocących wokaliz, sonaryczne wykończenie „Freak Love”) i wciągający (prześwietna „Blessa”, genialny „Talamak”) krajobraz rozciągnięty na szlachetnym french touchu wiecznie zaspanych Daft Punk, mantrycznej sampleriadzie J Dilli i egzystencjalnym ambiencie Basinskiego.

Czas (i Chaz) płynie czy też dryfuje bezwiednie, a my razem z nim, nieświadomie hodując poczucie obezwładniającego deja vu, pod którym łatwo przeoczyć niuanse jak delikatnie perkusyjne tło „Imprint After” czy nienachalnie gitarową oprawę „You Hid”. Ale zarzut to taki, jak zżymanie się na eteryczność kompozycji – poza rytmicznym, utworom brak wyraźnego kręgosłupa – które miast piosenkowo wybrzmiewać, plastycznie „rozwijają się” przed słuchaczem, zapraszając do bezpiecznego, ale nieco introwertycznego świata z dala od zgiełku codzienności. Pod tym względem, urokliwość „Causers Of This” zwyczajnie onieśmiela!

Jeżeli Bundick utrzyma nieziemskie tempo (w planach na ten rok ma jeszcze jedno wydawnictwo) i wysoką formę (Panda Bear nowej dekady?), glo-fi peleton niedługo straci go zupełnie z oczu. I chyba tylko to – odebranie emocji ewentualnemu wyścigowi o plastron naczelnego surfera – można mieć mu za złe.

Maciej Lisiecki (15 marca 2010)

Oceny

Michał Weicher: 10/10
Bartosz Iwanski: 9/10
Karol Paczkowski: 9/10
Kasia Wolanin: 9/10
Kuba Ambrożewski: 9/10
Kamil J. Bałuk: 8/10
Mateusz Błaszczyk: 8/10
Paweł Gajda: 8/10
Przemysław Nowak: 7/10
Łukasz Błaszczyk: 7/10
Krzysiek Kwiatkowski: 6/10
Paweł Sajewicz: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 30 ocen: 7,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: mjh
[21 maja 2010]
Jak dla mnie to 9/10, genialna płyta, rzadko coś robi na mnie taki wrażenie. W sumie nie będę się tłumaczył, po prostu bardzo mi się podoba.
Gość: Jołka
[19 maja 2010]
Słucham i słucham sobie tej płyty, no i tak niby fajnie sobie płynie, ale po ostatniej sekundzie ostatniej piosenki za cholerę już tej płyty nie pamiętam.
Gość: bezstronny obserwator
[29 kwietnia 2010]
widuję tu i tam tego Insidejokera, i gorszego lamera nie potrafię sobie nawet wyobrazić. Zacznij słuchać lepszych płyt, koleś, a nie pouczasz innych.
Gość: krisss
[22 marca 2010]
http://rateyourmusic.com/release/album/toro_y_moi/causers_of_this/
komentarz papaja - czytać! ;-)
Gość: koniu
[16 marca 2010]
Spoooko jest Surfer, lajtowo szósteczka.
Gość: insidejoker
[15 marca 2010]
Ethan - > w którym miejscu Surfer Blood i Yeasayer jest na 6,5 , myślałem że to rejony trójkowo-czwórkowe...


zacznij słuchać lepszych płyt!
iammacio
[15 marca 2010]
łeeee. imho naciągane to rozróżnienie.
Gość: kow
[15 marca 2010]
hypnagogic pop odnosi się bardziej do instrumentalnej post-noise'owej wersji tej estetyki. a chillwave to piosenki :<
Gość: held
[15 marca 2010]
Świetny tekst Maciek. Oby tylko ta cała dyskusja o chillwave nie przesłoniła ciekawych dźwięków, które co jakiś czas, dochodzą z tych być może obecnie mniej modnych kierunków.
iammacio
[15 marca 2010]
@lewar: hehe.
@chaz i czas: to figura Bartka Iwańskiego jest. kudos to him;]
Gość: pszemcio
[15 marca 2010]
super mega, slicznie przejrzyste jest teraz wszystko na scr, czyta sie zajebiscie

płyty jeszcze nie słuchałem, nowa Aska Newsom na razie przynudza w moim domu, ale niebawem...
pagaj
[15 marca 2010]
Tak, już jest wszystko ok.
kuba a
[15 marca 2010]
U mnie na Operze działa.
Gość: Emu
[15 marca 2010]
Tak, był mały problem z ładowaniem obrazków, ale już powinno być ok.
pagaj
[15 marca 2010]
W firefoksie widać tylko "Oceń: " i nic więcej. W IE są ikonki niezaładowanych obrazków, w które można klikać.
kuba a
[15 marca 2010]
Podejrzewam, że trzeba być zalogowanym w takim razie.
Gość: pagaj
[15 marca 2010]
"Średnia z 7 ocen czytelników" - to jednak można? Jak?
kuba a
[15 marca 2010]
Eee, z tym Chazem/czasem to już Bartek Iwański zgarnął pulę w zeszłorocznej recenzji Animali :)

Oceniać raczej będzie można, kolejne rzeczy są wdrażane w nowym designie, to wymaga czazu niestety.
Gość: lewar
[15 marca 2010]
o k. tam było orzeczenie!:D
werdykt: robi.
Gość: lewar
[15 marca 2010]
PS@ Ethan

Od kiedy AC ma jaja?
Dżem na grzance raczej. Śniadanie dla lasek nie mających seksu w wielkim mieście
Gość: lewar
[15 marca 2010]
Macio, patrz jak ładnie płynące zdanie nakreśliłeś (i chuj że nei ma w nim orzeczenia), tylko trzeba wyjebać przeszkadzajki:

Na przestrzeni ledwie 33 minut zahukany Chaz o słodkim, świadomie wycofanym wokalu, chybotliwie orbituje bez cukru i bez celu w narkotycznej refleksji nad własnym życiem niejako &#8222;przy okazji&#8221;, kreśląc zajmujący krajobraz rozciągnięty na szlachetnym french touchu wiecznie zaspanych Daft Punk, mantrycznej sampleriadzie J Dilli i egzystencjalnym ambiencie Basinskiego.

i tak jest 10/10 za to:

Czas (i Chaz) płynie

i żeby nie było, to żaden sarkazm, ja się tu dobrze bawię
Gość: warna
[15 marca 2010]
Rok jest świetny jak zawsze, za to Ethan jest gdzieś na 4.5.
Ethan
[15 marca 2010]
Zapomniałem dodać, że ten cały chillwave ze swoją podwodnością to takie Animal Collective bez jaj, a te wszystkie piosenki z tego nurtu od roku pojawiają się w p4kowym forkaście. Jedyne co mi się z tego spodobało to Banjo Or Freakout, z drugiej strony tak jednak pod chill falami dominuje acoustic.
Ethan
[15 marca 2010]
Na razie rok słaby. Te całe Toro Y Moi to rejony piątkowe, Beach House gdzieś 5.5, podobnie Shearwater czy Vampire Weekend, z sześć dałbym Midlake i Four Tet, najwięcej Yeasayerowi ale to i tak z 6.5, w podobnych okolicach Surfer Blood. Pitchfork się nie mylił przyznając niecałe 8. Kto nas może zaskoczyć w tym rocku, fajne jest Local Natives ale na razie to rejony yeasayerowe, a Caribou podsłuchane, bo genialnej Odessie chyba dryfujące w niekoniecznie korzystnym kierunku. Szkoda, że nie można oceniać. Szkoda też, że jednak Screenagers to teraz Porcys dwa.
Gość: Kożuch
[15 marca 2010]
przyjemny i całkiem doobry tekst i nawet nie trzeba podpisywać, żeby stwierdzić, że to napisał Lisiecki. esencja stylu.
chociaż wydawało mi się Maciek, że nie jesteś zwolennikiem "opisywania piosenek".
szczególnie, gdy pisze się o płycie, której się słucha od listopada czy grudnia. ale może zbyt optymistycznie szacuję liczbę członków koła wzajemnej adoracji i zapominam o przeważających siłach na trybunie gości.
a płyta - wiadomo. &#8730;61 na 10.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także