Patterson Hood
Murdering Oscar (And Other Love Songs)
[Ruth St. Records; 23 czerwca 2009]
Kto by pomyślał, że o premierze tego albumu dowiem się z trójkowej audycji Wojciecha Manna. Pamiętam nawet dokładne okoliczności: przełom sierpnia i września, jeden z ostatnich prawdziwie letnich dni roku i niesamowicie dłużąca się podróż samochodem do Warszawy. Na szczęście, cała wspomniana audycja (wszystko byłoby z nią ok, gdyby nie ten dżingiel. Paaanie Wojciechu!) poświęcona była, najogólniej mówiąc, country, co sprawiło, że popularna gierkówka na kilka godzin zmieniła się w – nie przymierzając – Drogę 66, a krajobraz za oknem i niemiłosierny skwar pozwolił uwierzyć, że naprawdę przemierzam południową część Stanów Zjednoczonych. Patterson Hood wyjątkowo zręcznie wpisuje się w tradycję tamtejszego muzykowania.
Żyjemy w czasach namecheckingu. Można wrzucać „Murdering Oscar” do szufladek oznaczonych kolejno, jako alt-country, americana czy rock południowy, tylko jakie to ma znaczenie. Last.fm wypluje wam jeszcze ze sto takich nazw. W gruncie rzeczy, to po prostu bardzo dobra, klasycznie „rockowa” płyta. Z jednej strony zbliżająca się do youngowskiej epickości, z mocarnymi, ciężkimi riffami i nierzadko rozwścieczonym wokalem (jak w – moim ulubionym zresztą – utworze tytułowym), z drugiej zahaczająca miejscami o wdzięczną naiwność Lynyrd Skynyrd. Są też motywy rzewne, niczym w najintymniejszych, żywcem wyjętych z „Nebraski” kompozycjach Springsteena. Maleńka łyżka dziegciu: co prawda absolutnie nie przeszkadza to w pozytywnym odbiorze „Murdering Oscar”, ale – by pozostać z wami uczciwym – można (tylko po co, w kontekście jakości tych piosenek?) zarzucać Hoodowi brak oryginalności. Tej jest tu trochę mniej niż na albumach jego macierzystej formacji.
Pozostając w rozważaniach nad osobistą inwencją lidera Drive-by Truckers, wypada napomknąć, że zdaje się on pozostawać pod bardzo, ale to bardzo silnym wpływem twórczości Jeffa Tweedy'ego. Słuchając „Pollyanny” można wręcz zdziwić się, że to nie on jest autorem tej melodii. Natomiast w „Pride Of The Yankees” Hood bezlitośnie rozprawia się z afektowaną otoczką wyrosłą wokół amerykańskiego patriotyzmu i narodowej mitologii. Dosłowne odniesienia do 11. września i gorzki tekst tego wymierzonego także w establishment protest-songu sytuują go wyjątkowo blisko podobnych momentów na opus magnum Wilco. Wspólnych mianowników „Yankee Hotel Foxtrot” i „Murdering Oscar” jest więcej. Sugeruję przyjrzeć się uderzającemu wręcz formalnemu podobieństwu sekwencji „Pride Of The Yankees” – „I Understand Now” z „Ashes Of American Flags” – „Heavy Metal Drummer”. That's a Bingo! To wszystko w niczym nie zmienia jednak faktu, że do „Murdering Oscar” wracam w tym roku dużo częściej niż do self-titled kapeli z Illinois. To najzwyczajniej w świecie lepsza płyta.
Komentarze
[5 listopada 2009]
"Paaanie Wojciechu!"