Ocena: 9

Circulatory System

Signal Morning

Okładka Circulatory System - Signal Morning

[Cloud; 29 września 2009]

Ale naprawdę. Na początku, przez kilka lat poznajesz te kilkadziesiąt ukochanych płyt i jeszcze nie wiesz, że to Twoje heroiczne czasy, i że lada moment wszystko się skończy. Że potem będziesz chodził na głodzie, poznawał kolejne wydawane płyty i coraz rzadziej wpadał w zachwyt. Bo to, co najlepsze, to generalnie już przejadłeś. Czasem jeszcze sięgniesz po coś starszego, ale te tabletki już tak nie gryzą. Musisz, po prostu musisz znaleźć coś nowego, bo inaczej to albo drgawki, albo – nie daj Boże – będziesz pieprzył smuty o „kolejnej rewelacji” na jakimś forum muzycznym, założysz bloga albo audycję radiową. Więc łykasz te hype'y albo nie łykasz, szukasz na własną rękę albo nie. Czasem, bardzo rzadko, ale zdarzy się, że wyjdzie płyta, którą będziesz katował kilka ładnych miesięcy i wyjątkowo nie będzie to nic specjalnie naciąganego. Ale poza tym, to generalnie w sylwestra zamiast zdrowia, życzyłbyś sobie, aby następny rok był „muzycznie lepszy”.

Geograficzne serce Stanów Zjednoczonych, niemal 20 lat temu. Kilkoro młodzieńców wymienia się kasetami z psychodeliczną muzyką lat sześćdziesiątych. Są nieźle nakręceni i gdyby spojrzeć na to z dzisiejszej perspektywy, chłopaki mają do tego prawo – w ciągu kilkunastu lat będą współuczestniczyć w takich projektach jak Of Montreal, Neutral Milk Hotel, The Apples in Stereo, Beulah, Dressy Bessy, Elf Power, The Olivia Tremor Control i wielu, wielu innych. Po drodze nazwą swój kolektyw Elephant 6 i tę nazwę musicie pamiętać jak cholera. Pomijając projekty bardziej piosenkowe, którym poświęcić by można kilka felietonów, przejdźmy szybko do psychodelicznych ekstremów. The Olivia Tremor Control – zespół, który dla innych częściej był raczej chwalebną inspiracją niż w pełni wartościowym (bo i momentami ledwie słuchalnym) zespołem – spłodził w 2001 roku swojego małego następcę. W niczym nie przypominał on zespołu-matki, albowiem zamiast grzania w przesterowane do granic przyzwoitości gitary postawili bardziej na harmonijną mgiełkę. Kręcenie gałkami zastąpili powtarzanymi uparcie zaklęciami. I teksty, być może jedyne, jakie w tej dekadzie mogą rozłożyć Brocka Isaaca, a których interpretacja zawsze musi się skończyć kompromitacją, więc i tu jej nie będzie. Podjąć tematykę czasu, przyjaźni, miłości, śmierci, kosmosu i dziesiątek innych rzeczy, sprowadzić to wszystko do jednego i obrócić w formę kołysanek, gdzie ani na chwilę nie wkrada się taniość. No, wartości „Circulatory System” nie da się przecenić.

Początek ustala wszystko. Turu tu tutu tutu tutu, jazgot, i dajecie, napieprzanie po bębnach, absurdalny przester. Z pozoru bezsensowna rąbanka, coś jak jazda pociągiem podmiejskim, gdzie przez brudne szyby uparcie miga słońce. Szlag cię trafia, ale kiedy miarowy stukot bierze wszystko w karby, zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę kochasz to i nic cię bardziej nie uspokaja. Gdzieś zaczyna migotać melodia i już – wokal łączy wszystko, on a tree near the misty grey, mother nature spins patterns, taa.

Kto spodziewał się kołysanek, ten będzie zaskoczony, bo tych tu właściwie nie ma. Circulatory System stało się na powrót Olivią i rąbie, jak może. Tyle że jeśli albumy Olivii serwowały piosenki na poziomie rozmaitym, to na „Signal Morning” nie ma miejsca na przypadki i bezcelowe odloty. Wszystko jest absolutnie wyważone, poczynając od proporcji spokojnie/niespokojnie, na wewnętrznych niuansach każdego utwory kończąc. Od dawna nie było płyty, która tak dobrze wiedziałaby, o co jej chodzi, a jednocześnie tej pewności nie dawałaby słuchaczowi. Bo my tu mamy dialog lat sześćdziesiątych z dziewięćdziesiątymi i wszystko jeszcze doprawione czymś tak cholernie charakterystycznym, a niedefiniowalnym zarazem. Weźmy „Particle Parades” – czy to jest patetyczna piosenka w stylu Trail Of Dead, czy raczej coś introwertycznego? Napieprzanie czy raczej odlot w stronę dream-popu/space-rocka w duchu Bardo Pond?

Brzmienie całości zasługuje na osobny akapit. I nie chodzi nawet o to, że klasyczna psychodela wymieszana z „retro-futuryzmem”, i że koncept przypomina wręcz „Madvillainy”. Przecież same tylko zabawy z instrumentami. Co się dzieje z gitarami! Albo manipulowanie perkusją – w „Tiny Concerts” wynaturzone stukoty przechodzą w jakieś głuche uderzenia, by nagle wejść ostro i precyzyjnie. Swoją drogą, rozbujanie tych dwóch gitar tam, plus dęciaki – „Mt. Eerie? Nie znam”. Skojarzenie z Elverumem powraca zresztą kilka razy, najmocniej w nieopisywalnym właściwie „(Drifts)”, by po chwili wybuchnąć najlepszym kawałkiem tego roku i zamknąć płytę. Ale wracając do brzmieniowej ekwilibrystyki – teraz weźmy to wszystko, ale na chama i – uwaga, serce albumu – „Blasting Through”. Jeden motyw modulowany na przestrzeni kilku minut na rozmaite sposoby. A to wszystko dudni, bębny źle naciągnięte, gitary nadupcają, a to znowu wszystko pod wodą i tylko bas słychać. Przecież to rockowe (?), freak-folkowe (?) „Endless Summer” (!).

I detale, pieprzone szczegóły, o których nawet nie wiesz, że zapamiętasz je tak dobrze, i że po kilkunastu przesłuchaniach złożą się w olśniewającą całość. Czego zupełnie się nie spodziewałeś. Ale naprawdę, znasz już ten tysiąc płyt i myślisz, że wszystko stracone, a tu proszę. Nieślubne dziecko wariatki i pewnego Sierżanta. Why don't we arange the time for you to come and see?

Artur Kiela (16 października 2009)

Oceny

Artur Kiela: 9/10
Maciej Lisiecki: 9/10
Bartosz Iwanski: 7/10
Krzysiek Kwiatkowski: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Paweł Sajewicz: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 12 ocen: 7,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: oskar
[23 grudnia 2009]
a o co chodzi ze spisem utworów? wszedzie w sieci 9 i 12ty mają inne tytuły niż podana na screenagers. (9 - the spinnig continues, 12 - solid forms dissolving)
artur k
[18 października 2009]
Tzn. żeby nie było nieścisłości - osobiście jestem wielkim fanem Olivii, a wstawka o "niesłuchalności" to raczej z przymrużeniem oka. Zresztą, "Signal Morning" przy pierwszym kontakcie sprawia podobne wrażenie, a ostatecznie wcale im to nie wychodzi na złe. Podobnie miano "niepełnowartościowego zespołu" w odniesieniu do OTC - po prostu nie da się ukryć, że ich twórczość (szczególnie "Animation Music") to w dużym stopniu zbiór (celowo) niedokończonych szkiców, a nie regularne piosenki do słuchania dla każdego.
Sorry za nieskładne myśli. Mam nadzieję, że choć trochę sprostowałem.
Gość: marek
[18 października 2009]
ocena dorobku otr, co najmniej kontrowersyjna.
Gość: new
[17 października 2009]
hajp-srajp.
Bardzo fajna muza, w zestawieniu z ostanimi nowościami (Girls, The XX, Flaming Lips - ci akurat działają od dawna) układa się to nawet w ciekawy nowy nurt, daleko ciekawszy niż ten cały "pseudo-nowoczesny pop" (takie nieco pojechane, ale z czadem low-fi?).
Gość: tele morele
[17 października 2009]
hm, przesłuchałem i nie podoba się aż tak jak redaktorowi, ale sprawa tego że ktoś mówi "hajp, nie słucham" w 2009 jest wybitnie smutna i aż musiałem to napisać.
Gość: ...
[17 października 2009]
Hype hype, hooray !

Od początku tego roku nie przesłuchałem ani jednej płyty polecanej przez Pitchforka, z wyjątkiem przeciętniutkiego Animal Collective. Nawet nie wiecie jakie to fajne uczucie.
Ethan
[17 października 2009]
dlaczego miałoby niczego nie znaczyć? po prostu określa to świetność tego serwisu który nie jest skierowany tylko do jednowymiarowych ludzi a stosuje zasadę "dla każdego coś miłego", bo gusta, juz na pewnym wysokim poziomie, są różne. a sam wstęp. należałoby dodac jeszcze, że redaktor zapomniał napisać w tym zdaniu: będziesz pieprzył smuty o „kolejnej rewelacji” na jakimś forum muzycznym, założysz bloga albo audycję radiową - na serwisie muzycznym pokroju screenagers lub porcys. nie wiadomo dlaczego to mu umknęło.
Gość: antyczłowiek
[17 października 2009]
tyle powiem (a nie jestem trzeźwy - jeśli to kogoś interesuje), że pierwszy akapit Pan Artur Kiela chyba mi z serca wyjął. ja ciągle czekam. 7.9
artur k
[17 października 2009]
Nie no, litości raz jeszcze, nie każcie mi tego pisać. O ile się nie mylę, serwis o którym tu mowa wystawił ocenę około ósemki, co normalnie nie znaczyłoby zupełnie nic, a w wypadku "Signal Morning" wydaje się być raczej udupieniem-prowokacją albo żartem. Do "hajpu" jest sakramencko daleko. Zresztą, o czym w ogóle mówimy,,
Gość: doktor_doktorancki
[16 października 2009]
Bardzooo średnia płyta... Screenagers próbują jednak nadązyć w modzie za pitchforkiem... I dobrze to i źle...
Gość: abecadlo
[16 października 2009]
chyba raczej jeden z licznych nieudanych hajpów Pichforka :P
plejeru
[16 października 2009]
;f
krank000
[16 października 2009]
Płyta bardzo dobra. Ocena jak najbardziej trafna. I tyle :)
artur k
[16 października 2009]
Litości,,,
Gość: Ethan
[16 października 2009]
jeden z nielicznych nieudanych hajpów Pitchforka. słaba ta płyta względem dokonań sprzed lat.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także