Ocena: 7

Plastic

P.O.P.

Okładka Plastic - P.O.P.

[QL Music; 9 października 2009]

Zazwyczaj komentując dokonania polskich gwiazd i gwiazdeczek popu, czujemy się jak Antoni Piechniczek, który po meczu z Czechami, wtopionym 0:2 w kiepskim stylu, na przekór wszystkiemu postanowił chwalić reprezentację. Głównie za dwie rzeczy. Po pierwsze za to, że jest „polska” (ale co? że nie ma Rogera i Leo?). A po drugie za to, że w pierwszej połowie egzekwowała aż ośmiokrotnie piłkę z rogu boiska i w dodatku każde z kopnięć miało ponoć myśl przewodnią. Nic tylko stają przed oczami wijący się jak w ukropie rodzimi recenzenci, którzy co tydzień muszą znajdować sposób na zareklamowanie swoim odbiorcom kolejnego czwórkowego knota znad Wisły.

Z Plastic jest wreszcie zupełnie inaczej. To druga strona medalu polskiego popu – mecz z Czechami wygrany rok temu 2:1, podczas którego polscy piłkarze wspięli się na europejski poziom, zasuwając na całej długości boiska i wyprowadzając koncertowe kontrataki. Warszawski duet Agnieszka Burcan i Paweł Radziszewski nie zmarnował czasu i stu tysięcy złotych zainkasowanych rok temu na Venie – ich drugi, ale chyba tak naprawdę pierwszy w świadomości ogólnopolskiego mainstreamu album to pozycja tyleż profesjonalna, co zajmująca. Do tego niespodzianka czeka na tych, którzy pamiętają ich debiut z 2006 roku albo singla na Eurowizję, „Do Something”. Na „P.O.P.” nie ma śladu dyskotekowego blichtru i chłodnych aranży spod znaku electro – w połowie drogi między „Fever” Kylie i „Overpowered” Roisin duet dał susa w kierunku organicznego, radiowego, songwritersko zorientowanego popu. I tylko na tym zyskał.

Ile razy spotkaliście w ostatnim czasie kliszę, że album X to płyta, na której każdy utwór mógłby być singlem? Krążki La Roux albo Little Boots miały być takie właśnie. Lecz co poradzę, skoro w przypadku Plastic słyszę doskonale, jak bez wyjątku dowolny numer z „P.O.P.” śmiga po falach Trójki czy innego Roxy, tak jak swego czasu robił to „Lazy Day”, daleki od bycia najbardziej chwytliwym z dziesięciu tracków. Są inne, mocniejsze trafienia. Uwagę zwraca euforyczne „Never Been Better”, które z otwartymi ramionami powitałbym na nowej płycie Charlotte Hatherley (serio, posłuchajcie ślicznego mostka i refrenu!). Zaczepne „Silly Girls” to jakby żartobliwe dygnięcie w stronę „Stupid Girl” Garbage. Refren „What I Like” eksploduje jak gitarowe funki Prince’a sprzed lat. Można się spierać o wyższość jamiroquaiowskiego „Out Of My Body” nad zimnym, roisinowym „Night Butterfly” lub odwrotnie, ale zawsze będzie to dyskusja o wyższości Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, czyli o gustach – na tak mocnych fundamentach stoją te numery. Aha, i jeszcze jedno – podobno skrót „P.O.P.” można sobie rozszyfrować w dowolny sposób. Na zakończenie będzie więc drobna złośliwość: Paskudna Okładka, Przepraszam.

Kuba Ambrożewski (14 października 2009)

Oceny

Kasia Wolanin: 7/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Maciej Lisiecki: 7/10
Bartosz Iwanski: 6/10
Średnia z 5 ocen: 6,6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: bizous
[16 października 2009]
wywiad z plastikiem http://www.polskieradio.pl/muzyka/wywiady/artykul117402.html
plejeru
[14 października 2009]
No całkiem milutkie, ale po głowie i tak mi chodzą single BiFFu i nie mogę przestać nucić o zasypianiu spokojnym psem :(

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także