Ocena: 6

Mondo Generator

A Drug Problem That Never Existed

Okładka Mondo Generator - A Drug Problem That Never Existed

[Ipesac; 1 lutego 2003]

Jeżeli myśleliście, że Queens Of The Stone Age to już wszystko, na co stać kolegów Josha Homme'a i Nicka Oliveri, to troszeczkę się pomyliliście. Mondo Generator to poboczny projekt tych muzyków, który z czasem przekształcił się w pełnoprawny zespół rockowy. Już na pierwszej płycie pokazali, że nie mają zamiaru iść na żaden kompromis, nagrywać umiarkowanie ciężkich i w miarę strawnych kompozycji. Dali upust swojej wrodzonej potrzebie hałasowania. Ich najnowsze dzieło to w zasadzie kontynuacja obranej drogi. Muzyka trochę bardziej dojrzała, lepsze brzmienie, ale już od pierwszych dźwięków dostajemy kopa w dupę ciężkim hardrockowym buciorem. I od razu przypomina nam się podobne doznanie, którego doświadczyliśmy przy okazji płyty "Cocaine Rodeo".

Okazuje się, że Josh Homme to całkiem płodny i pracowity artysta. Kiedyś grał w Kyussie, później założył Queensów, bierze także udział w projektach Mondo Generator i Desert Sessions. I co najważniejsze, wszystkie te grupy w miarę regularnie wydają kolejne płyty (w tym roku na rynek trafią prawdopodobnie nowe wydawnictwa wszystkich trzech). Pozazdrościć pomysłowości i wytrwałości. Joshowi praktycznie nie ustępuje pod tym względem Nick Oliveri. Oprócz Queensów i Mondo Generator udziela się on także w kapeli The Dwarves. W ogóle wydaje się, że w przeciwieństwie do Queens Of The Stone Age, tutaj rolę pierwszoplanową gra właśnie Nick. To on jest duszą i sercem zespołu. Muzyka zyskuje charakterystycznej punkowej surowości, większość utworów na płycie trwa krócej niż trzy minuty. Procentuje czas poświęcony na grę z Krasnoludami. Kawałki są szybkie, ostre, oparte na prostych riffach. Choć nie wszystkie, bo wtedy całość mogłaby się nudzić.

Muzyka na płycie to przede wszystkim ostra, energiczna jazda, w sam raz dla fanów mocnego uderzenia. Trochę zalatuje klasycznym hard rockiem końca lat 70-tych, zahacza też o dokonania wykonawców sceny grunge'owej i stonerowej (co chyba nie dziwi). Porównanie z Queensami nasuwa się samo przez się i jest jak najbardziej uzasadnione. Mondo wypada jednak w potyczce ze swoim starszym kolegą dużo słabiej. Kompozycje są uboższe i mniej pomysłowe. Za to zdecydowanie bardziej niezależne i mniej "radiowe". Dominuje hałas gitar i krzyk. Ale poza typowymi dla zespołu nawalankami, jak chociażby "Here We Come", "Fuck You I'm Free", czy "Open Up And Bleed For Me", są też chwile uspokojenia. "All I Can Do" i "Day I Die" to wolniejsze, akustyczne utwory, choć do klasycznych, słodziutkich ballad zdecydowanie im daleko. Kilka kompozycji łamie nieco schemat typowego punkowego grania. Otwierający płytę "Meth, I Hear You Callin'" ma rytm wybijany na podwójnym centralnym, co zbliża go raczej do metalu niż punk rocka. "Do The Headright" przypomina trochę "Ode To Clarissa" - mój ulubiony b-side z "R". Nawiązania do klasycznej psychodeli mamy w "Detroit", całkiem udanym utworze. Ostatni na płycie "Four Corners" (z Markiem Laneganem na wokalu) to pomimo ostrych wejść w refrenie chyba najbardziej przyjazna dla słuchacza piosenka. Pozostałe kompozycje nie pozostają długo w pamięci, ale to właśnie one stanowią o obrazie albumu jako całości.

I taka jest właśnie jest płyta "Drug Problem That Never Existed". Pomimo całej swej różnorodności jest raptem dobra. No, może troszkę więcej niż dobra. Możecie jej posłuchać, jeżeli lubicie ostrą muzykę, której nie wałkują rozgłośnie radiowe, w szczególności jeśli jesteście fanami stonera. Możecie ją sobie włączyć, jeżeli chwilowo znudziły Wam się garażowe brzmienia, których ostatnio wszędzie pełno. Możecie się przy niej wyszaleć, jeżeli coś Wam nie idzie, macie zły dzień, rzuciła Was dziewczyna / chłopak (niepotrzebne skreślić, potrzebne wysłać na adres redakcji). Jeżeli jednak szukacie w muzyce wysublimowanych brzmień, nowych doznań albo po prostu bębenki Wam wysiadają powyżej 60 decybeli, to odpuśćcie sobie Mondo Generator. Taka przyjacielska rada.

Ostatnia ścieżka na płycie to zapowiedź tegorocznego albumu... Taki drobny żarcik na koniec. "Desert Sessions IX / X", bo o niego chodzi, zapowiada się naprawdę smakowicie...

Przemysław Nowak (10 sierpnia 2003)

Oceny

Przemysław Nowak: 7/10
Średnia z 3 ocen: 7,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także