Arctic Monkeys
Humbug
[Domino; 19 sierpnia 2009]
Ciężka sprawa z tymi Małpami – jak ze wszystkim, co lokuje się idealnie po środku. Zespół to ani szczególnie zły – bo ich solidności zaprzeczyć się nie da; bo ich piosenkę w radiu rozpoznaje się po kilku taktach; bo na tle swoich rówieśników ich frontman wprost promieniuje charyzmą. Ale też niespecjalnie wybitny – bo nikt chyba nie odczuwa klęski urodzaju, układając listę ich najlepszych piosenek; bo przerost hype’u nad treścią; bo właśnie odwieczny zarzut „na tle”. Wybić się w tak miernym pokoleniu wyspiarskich grajków nie sztuka – wystarczyła smykałka do celnej obserwacji społecznej wciśniętej w starannie skrojoną marynarkę Franz Ferdinand i kanciaste gatki The Libertines. Wielka obietnica spełniała się rzadko – dla mnie tak naprawdę tylko raz, w finale debiutu, „A Certain Romance” (a i to połowicznie). Potem była cała plejada utworów niezłych, przyzwoitych i słabych. Efekt? Trzecia płyta kwartetu z Sheffield jest znów albumem bez historii – ona po prostu sprzeda swoje, nie wywołując u nikogo gęsiej skórki.
Jeszcze w początkach dziejów Arctic Monkeys Simon Reynolds nazwał ich jedynym brytyjskim zespołem indie-rockowym z ruchomą sekcją rytmiczną. I rzeczywiście. Alex Turner może być sercem i mózgiem formacji, ale jej kręgosłupem jest zdecydowanie basista Nick O’Malley. Wystarczy ściąć wysokie i średnie pasma lub po prostu włączyć płytę w trakcie intensywnego odkurzania, by odkryć jak fundamentalną rolę spełniają na „Humbug” linie basu. Bez nich Arctic Monkeys byliby kolejnym składem środka tabeli ligi post-Libertines. Czym więc są?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, warto przypomnieć historię The Last Shadow Puppets – pobocznego projektu Turnera, który formułę jego macierzystego zespołu osadzał w realiach aranżacyjnych lat sześćdziesiątych. „Humbug” nie próbuje udawać, że „The Age Of The Understatement” się nie zdarzyło i nie było przebojem. Przeciwnie – czyni spory użytek z jego retro-brzmienia, przez co nowi Monkeys brzmią klasycznie rockowo, w stylu lat siedemdziesiątych raczej niż na modłę „nowej rockowej rewolucji”. Zarzuty rozbijają się o dwie kwestie: raz – songwriting, bo poza niezłym „Crying Lightning” brakuje indeksów do odnotowania; dwa – nadmierny konserwatyzm, bo poza kilkoma oldschoolowymi zabiegami produkcyjnymi zespół nie spróbował zbyt wielu nowych rzeczy. Wydając takie płyty jak „Humbug” Arctic Monkeys, będą umacniać się na pozycji rzemieślników brit-rocka, a tego nawet najlepsi PR-owcy nie są w stanie sprzedawać w nieskończoność.
Komentarze
[4 października 2009]
[3 października 2009]
[3 października 2009]
[2 października 2009]
[2 października 2009]
[2 października 2009]
[2 października 2009]
[29 września 2009]
[29 września 2009]
Nigdy nie lubiłem Arctic Monkeys, hype na nich absurdalny, a "The Age Of Understatement" (utwór, nie cała płyta) to faktycznie w zasadzie jedyna dobra (naprawdę dobra!) rzecz popełniona przez Turnera...