Ocena: 7

The Field

Yesterday And Today

Okładka The Field - Yesterday And Today

[Kompakt; 25 maja 2009]

Fajnie się pisze o szwedzkiej muzyce. Jeśli to import z Göteborga, wystarczy powzdychać chwilę nad folderami biur podróży, w których roi się od zdjęć szczęśliwych Europejczyków i bezkresnych plaż, a następnie opisać swoje wymarzone wakacje, tak jak robiło się to w podstawówce, i recenzja gotowa. W przypadku artystów reprezentujących Sztokholm – casus The Field – znacznie lepiej sprawdza się relacja z wyimaginowanej wycieczki pociągiem po mrocznych i skutych lodem szwedzkich bezdrożach, dyktowana niskim stopniem nasłonecznienia poszczególnych kompozycji. Kuba Radkowski, do którego mrugam między wierszami, miał to szczęście, że gdy decydował się na takie ramy narracyjne swojej recenzji „From Here We Go Sublime”, był jednym z pierwszych pasażerów ww. pociągu. Jednak, w związku z wyeksploatowaniem wszystkich tych wesołych uogólnień interpretacyjnych, od jakiegoś czasu szwedzka kolej transsyberyjska, podobnie jak tamtejsze tropikalne plaże, nie przyjmuje już turystów. Dlatego nie będzie tu dzisiaj moich ulubionych sentymentalnych wycieczek.

Nawet jeśli Axel Willner wpadł na pomysł robienia przydługiego techno na bazie około-sekundowego sampla, gdy jego odtwarzacz zaciął się na „The Definitive Collection” Lionela Ritchie, to trzeba przyznać, że ten niewyszukany koncept działał. Z tym, że właśnie, tylko do pewnego momentu, bo po debiucie i hotelarskiej EP-ce, „Sound Of Light”, Willnerowi zaczęło kończyć się paliwo. Sam zainteresowany zdał sobie z tego sprawę prawdopodobnie dopiero w trakcie pracy nad materiałem na „Yesterday And Today”, bo mniej więcej połowa krążka stanowi jawną powtórkę z rozrywki („I Have The Moon, You Have The Internet”, „Leave It”, „The More That I Do”). Znamy już metodę (zapętlenie trzech/czterech warstw/motywów, wyodrębnienie jakiegoś systemu rotacji tych części składowych, dodanie klawiszowych przeszkadzajek i osadzenie całości na bicie), więc choć te trzy utwory nie sprawiają słuchaczowi przykrości, to jednak nie brzmią już tak świeżo jak ich odpowiedniki na debiucie. Poza tym tematy poszczególnych kompozycji są jakby mniej chwytliwe, czego najlepszym przykładem jest niespecjalnie konstruktywne i przydługie rozwinięcie cytatów z „Lorelei” Cocteau Twins („The More That I Do”).

W obliczu wciąż jeszcze potencjalnego autoplagiatu Willner uzmysłowił sobie, że muzyka to więcej niż techno. Pierwszym (przynajmniej w kolejności) efektem tych przemyśleń jest ujmująca, hmm, techno-balladka, będąca czymś na kształt coveru/remiksu „Everybody’s Gotta Learn Sometimes” Korgis, której linię wokalną Willner względnie hermetycznie zakonserwował, umieszczając ją w kontekście chyba najbardziej statecznej kompozycji we własnym dorobku. Tytułowa „Yesterday And Today”, wyposażona w bardzo opóźniony zapłon, na cztery minuty przed końcem przeradza się w latynoską uciechę, gdy do typowo fieldowskiej konstrukcji dołącza żywa perkusja tytana tej dyscypliny, Johna Staniera (Battles, Helmet, Tomahawk). Finałowe „Sequenced”, na dobrą sprawę pozbawione jakichkolwiek zsamplowanych pętli, to niemal piosenkowe elektro, które przy odrobinie wyobraźni i małych modyfikacjach mogłoby zastąpić podkład do tytułowego kawałka z „Overpowered” Róisín Murphy.

Czyli tak, z jednej strony jego debiutancki album to manifest żywotności i odrębności techno, [dowód na to] jak wiele w tym języku pozostało jeszcze do powiedzenia, a z drugiej „Yesterday And Today” to znak, że prywatna formuła na The Field wyczerpała się po jednym i pół krążkach. Fajnie, że Willner dowiedział się o tym jako pierwszy, wyprzedzając ruch przeciwnika.

Łukasz Błaszczyk (10 sierpnia 2009)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 7/10
Kasia Wolanin: 7/10
Mateusz Błaszczyk: 7/10
Mateusz Krawczyk: 7/10
Piotr Wojdat: 7/10
Łukasz Błaszczyk: 7/10
Średnia z 11 ocen: 7,09/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
błaszczyk
[12 sierpnia 2009]
Heh, oj racja, racja. Już zmieniam, dzięki!
Gość: Taki sobie nick
[12 sierpnia 2009]
Nijak wychodzi wstawianie cudzysłowów drukarskich w komentarzach, więc jeszcze raz:

Skrótem od "wyżej wymienionego" jest "ww.", nie "w/w".
Gość: Taki sobie nick
[12 sierpnia 2009]
Skrótem od „wyżej wymienionego” jest „ww.”, nie „w/w”.
lukas
[11 sierpnia 2009]
Jedna z najlepszych tegoroczny płyt, a tu cisza, hmm...

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także