Ocena: 7

Bill Callahan

Sometimes I Wish We Were an Eagle

Okładka Bill Callahan - Sometimes I Wish We Were an Eagle

[Drag City; 14 kwietnia 2009]

Nie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od środka. „Too Many Birds” to naprawdę śliczna piosenka. Aż dziw bierze, że można na prostym motywie słownym, dokładniej If you could only stop your heartbeat for one heartbeat, zbudować około minutowe napięcie na linii artysta – emocje słuchacza. Udaje się. Prosta historyjka o ptaku, który nie ma swojego miejsca na ziemi, śpi na kamieniu i wraca na drzewo, gdzie wciąż jest za dużo ptaków, jest jedną z bardziej przekonujących ballad roku. Prostota historyjki, tak jak innych tekstów, jest wręcz żenująca. Ale to działa, nie pytajcie jak. Jak ktoś nagrywa tam, gdzie Joanna Newsom, i mieszka tam, gdzie Spoon, to musi być rześki. I grać przyjemnie ciepłą muzykę. Pisząc o prostych piosenkach, bardzo łatwo popaść w straszny banał. I chyba się skuszę.

Bill Callahan od wielu wielu lat jako SMOG drążył swoje korytko na scenie singer-songwriterskiej, doczekał się sporej grupy fanów, poklasku krytyków (szczególnie za „Dongs Of Sevotion”, które pewnie ma szanse znaleźć się wśród najlepszych płyt dekady). Zdążył też się znudzić, jak to bywa z artystami, którzy wydają za dużo płyt i przez zbyt długi czas. Ale powrócił, by po meandrowaniu tu i tam dojść do mistrzostwa prostoty w formie. Tegoroczną płytą udowadnia, że pomimo popularności tancbudowej, melanżowej, agresywnej muzyki, w której przebojowość i migotliwość to to, co się liczy, można w pojedynkę i nieskomplikowanymi środkami wzruszać. Chyba o to właśnie chodzi Callahanowi. Co pewnie rzadkie, u niego w piosenkach tekst jest najpierw. To słychać, bo zawartość piosenek to małe poezje, do których napięcie i flow dokolorowuje warstwa muzyczna. Ale to dodatki. Główne danie, podane przez introwertycznego muzyka, mamy w takich frykasach jak I used to be darker / Then I got lighter / Then I got dark again; I used to be sorta blind / Now I can / Sorta see; All these fine memories are fuckin’ me down i wielu innych. Co do pierwszego cytatu, na uwagę zasługuje bardzo ładne użycie dźwięku w tle, który faktycznie gra najpierw darker, a potem lighter. W „Eid Ma Clack Shaw” Callahanowi śni się perfekcyjna piosenka, którą zapisuje, a ona okazuje się nie mieć sensu (tytułowe słowa). „Jim Cain” to już prawie spowiedź, podczas kiedy końcowe „Faith/Void” z frazą na ripicie It’s ti—ii-me to put God away jest jakby podsumowaniem krążka (minimalnie przydługim, ale co tam). Piszą, że głos naszego introspektyka to baryton i to w dodatku kleisty. Ufam. Pomijając to, że facet ma swoich własnych fanów, z nową płytą na pewno znalazłby uznanie wśród miłośniczek Cohena i tego typu słodkich nudziarzy o zniewalającej tłumy barwie. A jak jest barwa i ciekawe historie w tekstach, co więcej, ciekawe historie mówione wprost do Twojego ucha, to niewiele już trzeba. Dziwną wycieczką w mniej przystępne rejony jest na pewno „Invocation Of Ratiocination” – kolaż dźwiękowy, przypominający bardziej haniebnie przemilczaną (nawet przez nas, sic!) i wyśmienitą płytę Nica Muhly'ego niż inne piosenki na krążku.

Klapiasty nieco tytuł, banał wyłażący bokami – nic do zaoferowania dla ludzi, którzy singer/songwriterów po prostu nie słuchają. To pozory – i piszę to jako fan niewydarzonej tekkno młócki, który zgubił ostatnio zamiłowanie do klasycznych, lirycznych płyt. Coś jest dziwnego w tym krążku, co spać nie pozwala. Nie tylko ta zaduma, jaka czasami mnie ogarniała podczas słuchania. Nie tylko miłe dla ucha mruczenia. Ta muzyka wdzięcznie płynie i szumi w uszach. Nie chce się wyłączać. Może… może to jest piękno? Hehe.

Kamil J. Bałuk (17 lipca 2009)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 8/10
Kasia Wolanin: 8/10
Paweł Sajewicz: 7/10
Maciej Lisiecki: 6/10
Przemysław Nowak: 6/10
Średnia z 7 ocen: 6,14/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
nightwatchman
[17 lipca 2009]
bardzo dobra płyta i nie lada zaskoczenie, zabrakło tylko wzmianki że 'all thoughts are prey...' to najlepsza kompozycja tego albumu.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także