Ocena: 7

Micachu

Jewellery

Okładka Micachu - Jewellery

[Accidental; 2 lutego 2009]

W zasadzie nieważne, czy nu-rave był tylko chwytem marketingowym, czy rzeczywistym, młodzieńczym pomysłem wyciągniętym z wora „live fast, die young” i nostalgią za imprezami przy soundsystemach rozstawionych po partyzancku na ulicach. Umarł równie szybko, jak się pojawił. Okazał się niewypałem zanim jeszcze doczekał się własnej klasyki. Zapewne dlatego, że zamiast przekraczania granic, brudu, cycków, balansowania między dobrym smakiem a grymasem zażenowania, ekstazy, nienawiści i czegoś, czemu można by było dać się ponieść – otrzymaliśmy jedynie przeniesienie imprez do klubów i plastikowe substytuty szaleństwa, które w momencie gdy chciałoby się posunąć dalej, bezlitośnie zamykają się w bezpiecznych ramach. Jak na razie nie zanosi się, żebyśmy to przezwyciężyli.

Micachu to w żadnym wypadku nie nu-rave, ale fakt, że po „Jewellery” zostaje pewien niedosyt, a nawet frustrujące odczucie z serii „i to wszystko?!” można tłumaczyć w ten sam sposób, co klęskę owego gatunku. Mica i jej dwoje znajomych z The Shapes są na dobrej drodze, żeby wskrzesić etos DIY, co więcej, w przeciwieństwie do odrobinę podobnych estetycznie zapędów chłopaków z Man Man, debiut brytyjskiej grupy miał być popem zrobionym we własnej piwnicy – tematy przewodnie: miłość, seks, złamane serca i trudności życia w związku, generalnie standard. Oprócz błyskotliwości i genialnego poczucia humoru raczej nic, czego byśmy wcześniej nie słyszeli. Jednak pop to do końca nie jest, a raczej jego dziwaczna psychodeliczno-freak-folkowa odmiana, czasem podszyta odrobiną elektroniki, czasem z autentycznym punkowym zacięciem. Z jednej strony mamy anty-popową bohaterkę – czyli 21-letnią wokalistkę – zupełnie aseksualną, często braną za chłopaka, niepozującą ani na laseczkę, o której marzą wszyscy, ani na zbuntowaną dekadentkę, ani na delikatną i cnotliwą pensjonarkę, ani też na prowokującą własną kobiecością niezależną wojowniczkę w stylu Beth Ditto czy Peaches. Z drugiej strony fajowy singiel „Golden Phone”, który gdzieś tam w swojej pokrętności potrafi wyciągnąć na parkiet nawet tych, którzy proszą didżeja wyłącznie o Depeche Mode, Michaela Jacksona czy The Knife („tę superową piosenkę z reklamy samochodu!”).

Produkował mistrz plumkania na włosie, czyli Matthew Herbert. Wybór wbrew pozorom oczywisty – nie ma drugiego zespołu, który mógłby być bliższy jego wyczynom ze „Scale”, jednak nie w sensie brzmieniowym, lecz konceptualnym. Większość instrumentów Micachu i jej znajomi zrobili sami z tego, co było pod ręką, urozmaicili je wsamplowanymi dźwiękami wiercenia, bzyczenia pszczół oraz trudnymi do określenia onomatopeicznymi odgłosami, wydawanymi przez ludzkie ciała. Herbert oczywiście spisał się bez zarzutu, bo od pierwszego odsłuchu „Jewellery” wydaje się najświeższą rzeczą, jaka pojawiła się w Wielkiej Brytanii od bardzo bardzo bardzo dawna. Ale przy drugim pojawia się wyżej wspomniane frustrujące odczucie. Wszystkie kawałki na płycie ocierają się o kieszonkowe majstersztyki, co irytację wzmaga tym bardziej, bo pojawia się żal i pytanie – czemu Micachu nie pociągnęła tej dziwaczności jeszcze dalej, czemu nie posunęła psychodeliczności „Eat Your Heart” do granic słuchalności, czemu „Wrong” nie jest bardziej agresywne, czemu „Golden Phone” nie jest bardziej taneczne? Trzeba uczciwie stwierdzić, że „Jewellery” brakuje tego, co mają Animal Collective – tego, co sprawia, że uwielbia ich tak wielu ludzi, a drugie tyle, mimo że w muzyce szuka czegoś zupełnie innego, szanuje ich dokonania. Animale serwują nam emocje w czystej postaci, u Micachu jest ich tylko jakieś 70 procent.

Katarzyna Walas (8 czerwca 2009)

Oceny

Artur Kiela: 7/10
Katarzyna Walas: 7/10
Przemysław Nowak: 7/10
Łukasz Błaszczyk: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Maciej Lisiecki: 6/10
Paweł Sajewicz: 6/10
Piotr Szwed: 6/10
Średnia z 12 ocen: 6,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: aaa
[1 lipca 2009]
love love love
artur k
[27 czerwca 2009]
Srać Stasia, płyta jaka fajna. Myślałem, że to jakaś kolejna marna zajawka środowisk szukających ochrony PRZED TYM OKROPNYM ANIMAL COLLECTIVE, ale to naprawdę bardzo wpytkowa płyta.
błaszczyk
[11 czerwca 2009]
Wstrząsająca historia! Sienkiewicz miał jeden i ten sam szablon postaci, więc czy to się nazywało Zbyszko czy Staś nie grało większej roli. Ale w Krzyżakach podobało mi się, jak Jagna zgniatała orzechy pośladkiem.
Gość: fight!suzan
[10 czerwca 2009]
Mahdi to zły muzułmanin, który mówi Stasiowi, że jak nie uklęknie przed nim i nie wyprze się chrześcijaństwa to jego zgwałci i spali, a Nel nagą wrzuci na youtube.Oczywiście 14-letni Staś nie klęka tylko broni wiary. Potem jeszcze zabija lwa jednym strzałem, nie pije przez całą pustynię, znajduje chininę w sercu Konga itp. Nikt nie narzekałby na Stasia, gdyby wcześniej autor nie wyniósł go pod niebiosa - dlatego zafunkcjonował jako przykład.
błaszczyk
[10 czerwca 2009]
@fight!suzan
Heh, o co chodzi z tym Mehdim? Czytałem to ze 28 lat temu i już nie pamiętam...
Gość: madlon
[10 czerwca 2009]
Byłam na ich gigu w Brukseli niedawno! Polecam gorąco - dziewczyna ma coś magnetycznego w sobie, czuć że wie co robi na scenie i to się dobrze odczuwa z pod sceny...
Gość: fight!suzan
[9 czerwca 2009]
@nemrrod: 'nie byłoby narzekania, gdyby wcześniej nie przesadzono z pochwałami?' - raczej powszechna reakcja. Poza Muchami i AC, sprawdź Stasia z 'W pustyni i w puszczy': do momentu, w którym odmawia Mahdiemu to jeszcze całkiem normalny dzieciak, potem można go już tylko nienawidzić.
Gość: nemrrod
[9 czerwca 2009]
@fight!suzan: na tej samej zasadzie - nie byłoby narzekania, gdyby wcześniej nie przesadzono z pochwałami?

według mnie bardzo interesująca *popowa* płyta
Gość: fight!suza
[8 czerwca 2009]
Dla mnie raczej słabe i irytujące. Anty-popowa bohaterka? Poza na tom-bojkę nachalnie łatwa do 'odkrycia' w momencie, gdy wszystko co się rusza i wydobywa z siebie dźwięk sili się na bycie hot. Image tyle samo wart przez radykalność negacji, ile wszystkie inne wymienione w centralnym akapicie. I w konsekwencji: 'własny styl' uzależniony od innego, bo nie byłoby chłopczycy gdyby wcześniej nie przesadzono z atrybutami kobiecości.
marta s
[8 czerwca 2009]
Maciek OTM
Choć pewnie sobie jeszcze wrócę w tym roku, bo jakoś szybko porzuciłam ten krążek.
iammacio
[8 czerwca 2009]
intrygujaca plyta, acz nie mam jakos ochoty sie w nia wdlubywac. zamiast "i to wszystko?!" reaguje "to wszystko." i *odkladam* płytę na półkę.
Gość: seventeen
[8 czerwca 2009]
życie K. Walas kręci się dookoła seksu ;)
Gość: kolargol
[8 czerwca 2009]
A w Curly Teeth to może być w sumie cokolwiek. Myślałem, że chodzi o Turn Me Well.
Acha, pytanie za 100 punktów - czym się różni Guts od Hardcore?
katrien
[8 czerwca 2009]
w curly teeth to na pewno nie jest wiercenie? aż sprawdzę jeszcze raz.

nie dziela na dwa obozy, sama nie jestem fanką animal collective, ale rozumiem czemu ten zespół ma wielu diehardów i miał ich jeszcze przedtym zanim do zarzygania modnie zrobiło się ich uwielbiać. narzekam, bo jewellery mogło byc jeszcze fajniejsze, strasznie podoba mi sie ta płyta, a ja niestety czuje niedosyt, którego mogłoby nie być.
Gość: kolargol
[8 czerwca 2009]
To nie jest odgłos wiercenia, tylko odkurzacz. Na żywo już ich widziałem i zdecydowanie warto.
Gość: zmywak
[8 czerwca 2009]
vulture,lips, sweetheart, golden phone, wors bastard, wrong to numery na 8 i więcej, recka fajna, ale narzekania nie na miejscu :) skoro dzielisz na obozy to ja się zapisuje do obozu zwolenników mikaczu, animale mi zwisają i powiewają

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także