Röyksopp
Junior
[Astralwerks; 23 marca 2009]
Eddie Vedder nauczał: czcij muzykę, nie muzyka. Ale gdy wyszło „Melody A.M.” ja nie byłem tak jak on mędrcem, tylko uczniem liceum. Pamiętam jak ze świeżo wypalonym krążkiem i wypiekami na twarzy pobiegłem do salonu, włączyłem „Röyksopp’s Night Out” i chwaliłem się rodzinie, że ci dwaj chłopcy nagrali to na zwykłym komputerze, takim samym jak mój i do tego poskładanie każdego z tych kawałków zajęło im z pięć minut. Słowem, robiłem im dobry pijar. Zresztą sam fakt, że Röyksopp są z Norwegii przydawał wydarzeniu szczyptę egzotyki i pozwalał mi sądzić, że gdzieś tam, pod kołem podbiegunowym, czeka na mnie lepsze życie. Nie żebym się musiał za nich wstydzić, gdy wydali „The Understanding”, ale nawet jeśli wtedy wciąż trwałbym w błogiej dziecięcej nieświadomości, to raczej nie próbowałbym tym nikogo nawracać. Po cichu kupiłem dwupłytowe wydanie specjalne, by później w skupieniu wpatrywać się w uchwyconą wpół gestu dziewczynę z okładki, zastanawiając się, o co im chodziło. W pewnym momencie doszedłem nawet do wniosku, że krytycy po prostu nie skumali nowego Röyksopp, a moi bohaterowie wręcz wyprzedzili epokę, tak jednoznacznie stawiając na pop, ale szybko się opamiętałem.
Tak, ja naprawdę ich polubiłem, więc gdy świętowali pod koniec zeszłego roku swoje 10. urodziny koszmarnym „Happy Birthday”, życzyłem im wszystkiego dobrego przez zaciśnięte zęby. Wolałem myśleć o tym w kategorii żarciku, a nie drogowskazu. Po raz ostatni zagłuszyłem głos rozsądku, gdy pojawił się singiel „Happy Up Here”, by przypomnieć wszystkim, co to jest autoplagiat, ale że odwoływał się dosłownie do „Eple” i zwrotki z „Only This Moment”, to litościwie pomyślałem, że przecież mogli zerżnąć z gorszych kawałków. W końcu jednak, gdy przyszedł czas na odsłuch „Junior”, to się skończyły jaja i zaczęła proza życia. Jest na tej płycie moment, który się – o ironio! – nazywa „Röyksopp Forever”, który byłby kolejnym nic nie znaczącym przykładem, ostatniego miejmy nadzieję, stadium post-agonalnego trip-hopu, gdyby nie rozbuchane do groteskowych rozmiarów smyczki, stanowiące rozpaczliwy manifest bezradności Röyksopp. Ta bezradność wyziera zewsząd, choćby z zabiegów produkcyjnych, które koncentrują się głównie wokół „efektu pękającego kokonu”, wyeksploatowanego do zerzygania na „The Understanding”. Jedyny przejaw sensownego, logicznego działania widzę tu w decyzji o zainwestowaniu w skandynawskie wokalistki, który choć średnio oryginalny i w tym przypadku nieudany, to jednak dowodzi jako takiej przytomności umysłu.
Nie chcę się wtrącać, ale wydaje mi się, że Karin Dreijer zrobiłaby lepiej, gdyby zajęła się dzieckiem i wyszalała macierzyńsko, robiąc z tego sztukę w tym swoim Fever Ray, olewając niektóre oferty współpracy. Ale może wiedziała w jak dramatycznej sytuacji są koledzy z Röyksopp i postanowiła im pomóc? Denne, groteskowe „Tricky Tricky” dowodzi, że szlachetne intencje to nie wszystko, ale już ubogi krewny „What Else Is There” – „This Must Be It”, które ma lekkość gubernatorskich przemówień Schwarzenegera, mostek żenujący odwołaniami do Oldfielda i tak jest najlepsze na albumie. Na siermiężnym „The Girl And The Robot” pojawia się Robyn i udaje, że świetnie się bawi, ale wychodzi to mało przekonująco. Najśmieszniej jest, gdy Röyksopp wstrzelają się w koniunkturę na Lykke Li i w „Miss It So Much” kombinują jak sprawić, by brzmiała jeszcze bardziej anemicznie, pogrążając ją zestawieniem z nadmuchiwanymi bitami tak, że dziewczyna ledwie łapie powietrze.
Słodko. Czytałem, że „Junior” to jest kompromis pomiędzy „The Understanding” i „Melody A.M.”, ale skoro kolesie, którzy wydali dwa albumy, z czego tylko jeden dobry, patrzą wstecz w poszukiwaniu natchnienia, to znaczy, że na starość będziemy musieli robić rachunek sumienia i oddać się poszukiwaniu straconego czasu. Bo nawet gdybym usłyszał „Junior” w liceum i trwał słodko naiwny, to nigdy, przenigdy nie poszedłbym się tym pochwalić przed rodzicami. Od nieznajomych nie bierze się cukierków. Aha, jeszcze na marginesie chciałbym wspomnieć, że „Junior” doczeka się „Seniora” pod koniec tego roku. Nie wiem kto czeka na ten album z zapartym tchem, ale na pewno dla Röyksopp byłoby lepiej, żeby nie nasuwali nikomu porównań z przecudownymi Duńczykami.
Komentarze
[2 stycznia 2013]
ocena 3, grubo przesadzone...
[4 listopada 2012]
[17 maja 2009]
[16 maja 2009]
[15 maja 2009]
No właśnie, słabi JB to i tak "rejony siódemkowe", a dla Royksopp lepiej by było, gdyby byli u szczytu formy:)
@Katie
Mnie się to w ogóle nie podoba, ale przypomniało mi się, że jeszcze "True to Life", choć wtórne, jest całkiem fajne. Słychać tam "brzmienie Royksopp".
@customer315741
Och, ja wiem, ale to ten szalony uzus.
[15 maja 2009]
[15 maja 2009]
[15 maja 2009]
[15 maja 2009]
[15 maja 2009]
[14 maja 2009]
Kurcze, mnie w "The Girl and the Robot" zabija nadmiar i ten prymitywny podkład, a poza tym sama melodia imho mocno taka sobie.
@customer315741
Chciałem, żeby czytelnik cierpiał razem ze mną, ale obiecuję, że w następnym tekście nie będzie już ani słowa o złudzeniach, ani liceach.
@fox
Zarąbiste taneczne płytki w tym roku dopiero nadejdą!
[14 maja 2009]
[14 maja 2009]
[14 maja 2009]
[14 maja 2009]