Ocena: 7

Catz N’ Dogz

Stars Of Zoo

Okładka Catz N’ Dogz - Stars Of Zoo

[Mothership; wrzesien 2008]

Polscy artyści odnoszą sukcsesy zagraniczne i nie mam tu na myśli bisów po występie Bajmu w ośrodku emigranta w Londynie. O realnych osiągnięciach eksportowch możemy mówić zwłaszcza w przypadku branży klubowej – wydawnictwa kilku jej przedstawicieli już od ładnych paru lat ukazują się nakładem prestiżowych labeli jak M_nus, Trapez, Mobillee czy Cocoon, ciesząc się sporym uznaniem parkietowej międzynarodówki. Obok Jacka Sienkiewicza, Marcina Czubali i Magdy do grupy twórców darzonych internacjonalną estymą zaliczyć możemy spokojnie duet Wojciech Tarańczuk i Grzegorz Demiańczuk znany wcześniej jako 3 Channels, a ostatnio występujący pod szyldem Catz N’ Dogz.

„No i co tam?” pyta przez domofon opryskliwe babsko zaraz na początku ich nowego albumu „Stars Of Zoo”, dociekając jakby co kryje się pod zmianą nazwy szczecińskiej formacji. Już drugi utwór daje odpowiedź na to pytanie. Jak sugeruje zoologiczna semantyka tytułu, Tarańczuk i Demiańczuk zmierzają w kierunku brzmienia bardziej organicznego. W „Sunset In The East” wspiera ich w tej misji rewelacyjne paryskie trio dOP, o ktćrym pisałem przy okazji singli marca. Podobnie jak na EP-kach Francuzów znajdziemy tu hybrydową zawiesinę, w której kotłują się syntetyczny, house’owy puls, plemienne tętno tom-tomów, zmysłowe wokale, smakowite partie dęciaków i kilogramy szczególików-ozdobników. To muzyka taneczna która posiada libido, stanowiąca odtrutkę dla tych zmęczonych sterylną chirurgią minimalu. Następny utwór dowodzi, że panowie nie porzucili jednak na dobre minimalowej estetyki a jedynie z powodzeniem poszerzyli dotychczasowy zakres działalności. Na początku „Omanko” doświadczamy subtelnej, perkusyjnej gęstwinki rodem z „No disco future” Thomasa Melchiora, która stopniowo zaczyna obrastać w soczyste mięsko. Filmowe smyki, strzały pistoletów, okrzyki dziarskich młodzieńców, budujący dramaturgię dronowy interwał i wyłaniający się z niego świdrujący motyw syntezatora to tylko niektóre komponenty tego nieprzewidywalnego i tętniącego życiem świata. Zaskakuje też „2”, w którym surowe metaliczne pogłosy niczym z początku villalobosowskiego „Minimoonstar” w remixie Shackletona, przenoszone są w po dwóch minutach w egzotyczny kontekst za pomocą brzmienia bongosów i znerwicowanej melodyjki syntezatora. W „Yes, They Still Play Casio” na minimalowej rytmicznej matrycy znajdziemy ośmiobitowe dźwięki, miauczenie kotów i szczekania psów, a wszechstronność albumu poszerzają eksursje w cieplejszą krainę deep house’u w „Confused” czy świetnym, wyluzowanym „Kaniani”.

„Stars Of Zoo” pokazuje, że wpuszczenie do minimalowych szablonów trochę organicznego powietrza, humoru, seksu i egzotycznej fantazji pozwala uniknąć pułapki sterylnej mantry i stworzyć w obrębie współczesnego techno coś świeżego. Używając nieco innych środków wyrazu, pułapki tej uniknął w tym roku na „Chronicles Of Never” wspomniany Marcin Czubala, ale o tym może innym razem.

Maciej Maćkowski (1 stycznia 2009)

Oceny

Maciej Maćkowski: 7/10
Średnia z 5 ocen: 5,8/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także